To może być początek końca NFZ

To może być początek końca NFZ

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bolesław Piecha (PiS), były wiceminister zdrowia, a obecnie szef sejmowej komisji zdrowia D. Burzykowski/Newspix.pl Źródło:Newspix.pl
Coraz głośniej słychać o tym, że NFZ złapał zadyszkę finansową i po raz pierwszy w historii będzie zmuszony zaciągnąć na rynku komercyjnym kredyt, by sfinansować kontrakty podpisane na ten rok. Jeśli rzeczywiście do tego dojdzie, będzie to początek końca tej instytucji mówi w rozmowie z Businesstoday.pl Bolesław Piecha (PiS), były wiceminister zdrowia, a obecnie szef sejmowej komisji zdrowia.
Karol Manys: Odwołanie prezesa NFZ Jacka Paszkiewicza to Pana zdaniem dobra decyzja?

Bolesław Piecha: Uznaję, że ta decyzja jest jak najbardziej słuszna i dobra. Tyle że ogromnie spóźniona. Nie tyle o wiele miesięcy, ile moim zdaniem o co najmniej dwa lata. Ale procedura odwoływania prezesa NFZ wygląda niestety trochę jak brazylijska opera mydlana i nie ma nic wspólnego ze sprawnym działaniem rządu. Taka instytucja jak NFZ nie może przez wiele tygodni i miesięcy dyndać w zawieszeniu, bo jest zbyt poważna. A wiadomo doskonale, że każde zawirowanie kadrowe paraliżuje i utrudnia jej działanie.

Co Pan ma do zarzucenia prezesowi Paszkiewiczowi?

Prezes Paszkiewicz znalazł się w sytuacji, w której prędzej czy później musiał popaść w konflikty z powodu strukturalnego usytuowania NFZ. Przy takiej konstrukcji prawnej jak obecna ta instytucja nigdy nie będzie dobrze współpracować z Ministerstwem Zdrowia i prędzej czy później zawsze będzie dochodzić na tej linii do napięć. Ale prezes Paszkiewicz miał wyjątkowy talent do ignorowania sygnałów z zewnątrz, a z drugiej strony do arogancji wobec świadczeniodawców oraz pacjentów. A NFZ zajmuje w tym wszystkim szczególnie delikatną pozycję.

W komisji zdrowia też mieliście z nim problemy?

Jego relacje z nami, delikatnie rzecz ujmując, były chłodne. Nie ma co owijać w bawełnę: empatia nie była mocną stroną prezesa Paszkiewicza. Nie chcę powiedzieć, że ma jakieś skrzywienie psychopatyczne, ale w stosunku do posłów był podobnie jak w stosunku do pacjentów, lekarzy czy nawet ministra mało empatyczny.

Jeśli mówi Pan, że w NFZ jest problem strukturalny, to by znaczyło, że następcy prezesa Paszkiewicza też to dobrze nie wróży?

Nie, nie wróży to dobrze. To jest oczywiście kwestia nastawienia prezesa i zrozumienia z jego strony dla systemu, ale konflikt szefa NFZ z ministrem zdrowia jest niestety nieunikniony. Minister odpowiedzialny jest po prostu za całą politykę zdrowotną kraju, a nie tylko za finansowanie świadczeń zdrowotnych. Prezes NFZ natomiast jest jedynie płatnikiem. Przy czym płaci wyłącznie tak, jak stanowi prawo. A prawo po prostu nie nadąża za życiem. W związku z tym zdarzy się na pewno NFZ, że nie znajdzie podstaw, by za coś zapłacić. W przypadku dobrego prezesa można liczyć na to, że wcześniej ostrzeże lub da sygnał, że trzeba nadrobić pewne legislacyjne zaległości. W przypadku prezesa krnąbrnego, jakim był Jacek Paszkiewicz, na nic takiego liczyć nie można i wtedy burza pewna.

Ale może to dobrze, że w takiej instytucji jak NFZ ktoś uważnie pilnuje pieniędzy?

Oczywiście, pieniędzy pilnować ktoś musi. Ale jest jeszcze jeden warunek. Musi ich być na tyle dużo, by było czym dysponować.

Wiceminister zdrowia Jakub Szulc to dobra kandydatura na następcę prezesa Paszkiewicza?

Uważam, że NFZ powinien jak najszybciej zniknąć. Ale na okres przejściowy minister Szulc, jeśli się tego oczywiście podejmie, byłby dobrym technokratą, który z jednej strony czuje system, a z drugiej miał też do czynienia z niemałymi pieniędzmi.

Mówiąc o zmianach w NFZ, ma Pan na myśli powrót do starego modelu kas chorych?

Broń Panie Boże! Ratunkiem jest powrót do systemu budżetowego. Polska niestety nie jest dobrym miejscem na takie systemy ubezpieczeniowe. Nie mamy na to aż tylu pieniędzy.

Takie przekształcenia to realny plan w tej kadencji?

To nie jest kwestia realności lub nie. To jest po prostu nakaz chwili. Inaczej ten system sam się zapadnie. Dziś już wiemy, że NFZ będzie w najbliższym czasie postawiony przed przymusem zaciągnięcia kredytu na działalność leczniczą, ponieważ złapał zadyszkę finansową. Przy czym żeby była pełna jasność, nie mówimy tu o nadzwyczajnych wydatkach za tzw. nadwykonania, ale o bieżących zapłatach. Jeśli rzeczywiście do tego dojdzie, będzie to początek końca tej instytucji i już teraz trzeba myśleć, jak wyjść z tej sytuacji. NFZ czeka krach finansowy i już niebawem będziemy tam mieć sytuację podobną do tej w ZUS. Coraz głośniej słychać, że NFZ będzie zmuszony zaciągnąć na rynku komercyjnym kredyt na bieżącą działalność, i to w ramach umów podpisanych na ten rok.