Apple zarabia na zegarkach więcej niż Rolex. Szwajcarzy stracą dominację w segmencie zegarków?

Apple zarabia na zegarkach więcej niż Rolex. Szwajcarzy stracą dominację w segmencie zegarków?

Zegarek, zdj. ilustracyjne
Zegarek, zdj. ilustracyjne Źródło: Fotolia / Adam
Jeśli Apple Watch będzie nadal rosło w podobnym jak przez ostatnie dwa lata tempie, w 2023 roku sprzeda więcej zegarków niż cała branża szwajcarska razem wzięta.

Na amerykańskich gwiazd luksusowe szwajcarskie marki zegarków mają się znakomicie. Światowa gwiazda muzyki pop, Justin Bieber, pochwalił się niedawno zegarkiem Royal Oak marki Audemars Piguet, który kupił sobie „w prezencie ślubnym” za, bagatela, 50 tys. dolarów. Inny celebryta i muzyczny przedsiębiorca Jay-Z pojawił się na 50-urodzinach P. Diddy`ego, z cackiem na nadgarstku Grandmaster Chime od Patek Philippe, wartym 2 mln dolarów. Szwajcarska branżą zegarmistrzowska karmi się takimi obrazkami, żyjąc w przekonaniu, że jej zegarki wciąż są pożądanymi obiektami, którymi najbogatsi i najsławniejsi chętnie podkreślają swój status społeczno-materialny. I tak będzie, ale w najprawdopodobniej w coraz mniejszej skali. Bo klasyczne szwajcarskie zegarki już zaczęły przegrywać z inteligentnymi, a sam Apple Watch, który zadebiutował w 2015 roku, tylko w zeszłym roku zarobił na swoich zegarkach jakieś dwa razy więcej niż Rolex, najważniejszy szwajcarski producent. Jeśli sprzedaż zegarków Apple`a będzie szła w górę w takim tempie jak obecnie, już w 2023 roku sprzeda więcej zegarków niż w cała Szwajcaria razem wzięta.

Szwajcarska gazeta „Handelszeitung” przyjrzała się rodzimemu rynkowi zegarmistrzowskiemu i nie kryje zaniepokojenia jego kondycją. Wysnuwa nawet śmiałą tezę, że szwajcarski przemysł zegarkowy jest bliski przegrania walki o nadgarstki z inteligentnymi zegarkami. Przede wszystkim z Apple. Firma z Cupertino mogłaby samodzielnie zepchnąć cały segment szwajcarskich zegarków w niszę, a nawet skazać ją na zagładę.

2023 jako punkt zwrotny

Skąd takie pesymistyczne wnioski? Chodzi o dane sprzedażowe za ostatni rok, a w zasadzie od premiery Apple Watcha w 2015 roku. Okazuje się, że tylko w ubiegłym roku Apple sprzedał około 31 milionów zegarków. To o 10 milionów więcej niż cały szwajcarski przemysł razem wzięty! A przecież Apple działa w branży od mniej niż pięciu lat, a szwajcarscy zegarmistrzowie - od ponad 150 lat. Nie tylko zresztą o liczbę sprzedanych sztuk tu chodzi, ale i o przychody. W zeszłym roku Apple zarobił na zegarkach około 10 miliardów dolarów. To jakieś dwa razy więcej niż Rolex, najważniejszy szwajcarski producent z udziałem w światowym rynku na poziomie prawie 25 proc. Analitycy „Handelszeitung” obawiają się więc, że jeśli Apple będzie nadal rosło w podobnym jak przez ostatnie dwa lata tempie, w 2023 roku sprzeda więcej zegarków niż cała branża szwajcarska. I jeszcze coś: dziś szwajcarski przemysł zegarkowy sprzedaje 7,5 miliona sztuk mniej niż w 2015 roku, czyli w pierwszym roku sprzedaży Apple Watch. Liczba ta w przybliżeniu odpowiada wielkości produkcji Tissota w ciągu trzech lat - a Tissot produkuje najwięcej szwajcarskich zegarków, zaraz po marce Swatch.

Najwięcej tracą najtańsi i najmniej wyraziści

Liczby te - zebrane m.in. przez firmy Morgan Stanley i Luxeconsult – pokazują, że argumenty wielu menedżerów z branży, jakoby rynek smartwatchy byłzupełnie inny niż rynek zegarków mechanicznych, są złudną i niebezpieczną iluzją. Bo tylko kilka szwajcarskich marek gra w absolutnej najwyższej lidze, a mianowicie: Rolex, Patek Philippe, Audemars Piguet i Omega. Ewentualnie jeszcze Cartier, TAG Heuer i IWC. Ich produkty są na tej samej półce co wyroby skórzane od Hermèsa, moda od Louis Vuitton, Gucci lub Chanel.To też Bentleye i Bugatti z branży zegarków. One rzeczywiście nie muszą się teraz obawiać . Ale co z dziesiątkami innych szwajcarskich producentów czasomierzy? Zdaniem Maximiliana Büssera, szwajcarskiego przedsiębiorcy i założyciela awangardowej marki butików MB&F, szefowie niedrogich zegarkowych marek powinni pomyśleć o przyszłości. Bo nie ma tygodnia, żeby Büsser nie wiedział jak właściciele drogich szwajcarskich zegarków przechodzą na zegarki Apple.

Szczególnie, że mamy boom na smartwatche. Szacuje się, że w 2019 roku rynek ten wzrósł o dobre 40 proc. w porównaniu do 2018 roku. Liderem jest Apple z udziałem w branży inteligentnych zegarków na poziomie 50 proc., ale i  nieźle sobie radzi - ma już około 13 procent. Inny producent, Fitbit, ma 11 proc. Resztę dzielą pozostałe marki, w tym i Xiaomi.

Zdaniem ekspertów przyszłość szwajcarskiej branży zegarmistrzowskiej zależy od dwóch kwestii: Czy specjalistom marketingu Apple`a uda się spozycjonować nową wersję zegarka jako produkt premium, a nawet luksusowy? I jaka będzie szwajcarska odpowiedź na smartwatche na rynku masowym? W pierwszym przypadku trzeba pamiętać, że Amerykanie już współpracują z renomowanym francuskim domem mody Hermès, który dostarcza bransoletki do Apple Watcha i projektuje cyfrowe tarcze. Są też takie firmy, które potrafią zmienić zwykły zegarek Apple`a w luksusowy zegarek za kilkadziesiąt tysięcy dolarów, wzbogacając go metalami i kamieniami szlachetnymi. Nie oszukujmy się: jest mało prawdopodobne, że Apple poprzestanie na dolnym i środkowym segmencie cenowym. Drugie pytanie: szwajcarski przemysł od lat nie znalazł odpowiedzi na zagrożenia stwarzane przez kwarcowe zegarki z Azji. Dopiero gdy Szwajcaria poniosła dotkliwe straty, Swatch Group wprowadziła na rynek niedrogi szwajcarski zegarek, produkowany przemysłowo. „Swiss made” dla mas. Do dziś jednak Szwajcarzy nie odpowiedzieli na ofensywę Amerykanów. Spośród większych szwajcarskich producentów tylko TAG Heuer łączy klasykę z inteligentnymi chipami. A wkrótce odpali nową generację swoich zegarków. Mówi się też, że Tissot pracuje nad własnym systemem operacyjnym dla smartwatchy. Czy to wystarczy? Czas pokaże. Pytani tylko na jakim zegarku.

Czytaj też:
Gmail, Google Maps i Spotify jako domyślne aplikacje na iPhone'ie? Apple zmienia politykę

Źródło: Wprost