Najwyższa Izba Kontroli bierze się za SKOK Wołomin – informuje Onet. NIK ma zbadać, jak w sprawie afery SKOK Wołomin działały instytucje państwowe – ze szczególnym uwzględnieniem KNF. Z informacji portalu wynika także, że kontrolerzy mają wejść też do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego czy Narodowego Banku Polskiego. Działania zmierzające do zbadania państwowego wątku afery zapowiadał już wcześniej szef NIK Marian Banaś.
Boje o objęcie SKOK-ów nadzorem KNF
Afera SKOK Wołomin ciągnie się od lat i choć co jakiś czas mają miejsce zatrzymania osób podejrzanych o udział w przestępczym procederze, to jej najważniejsze wątki pozostają niewyjaśnione. Czy działania NIK mogą to zmienić?
Aby wyjaśnić, co złego wydarzyło się wokół kas, musimy cofnąć się do 2012 roku, kiedy to spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe trafiły pod nadzór Komisji Nadzoru Finansowego. Wcześniej SKOK-i nie podlegały zewnętrznemu nadzorowi żadnej instytucji państwowej. Choć Polacy zdeponowali w nich ponad 15 miliardów złotych, to nikt poza wąską grupą menadżerów nie wiedział, jak te pieniądze są zarządzane i w jakiej kondycji finansowej są poszczególne kasy. SKOK-i nie składały sprawozdań, wobec czego spółdzielcy (w SKOK-ach nie ma statusu klienta, lecz właśnie spółdzielcy) nie wiedzieli, czy ich pieniądze są bezpieczne.
Objęciu SKOK-ów nadzorem KNF bardzo sprzeciwiała się ówczesna najważniejsza partia opozycyjna, czyli Prawo i Sprawiedliwość. Wkrótce po tym depozyty w SKOK-ach zostały objęte gwarancjami Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, dzięki czemu po bankructwie SKOK Wołomin i innych Kas, ich klienci nie stracili oszczędności.
Kreatywna księgowość i pożyczki nie do wyegzekwowanie
Po przejęciu nadzoru Komisja podjęła działania kontrolne, które wykazały szereg nieprawidłowości w całym systemie SKOK. W maju 2013 r. KNF opublikowała wyniki audytu stanu finansowego kas do końca 2012 r. Był to pierwszy dokument pokazujący skalę zaniedbań. Okazało się na przykład, że aż 37 proc. udzielonych przez kasy kredytów było już po terminie spłaty (tzw. przeterminowane kredyty).
„Onet” informuje, że z akt śledztwa wynika, że w latach 2009-2014 SKOK Wołomin nie tyle udzielał kredytów w zasadzie każdemu, kto się po niego zgłosił, co zwyczajnie rozdawał pożyczki, często na setki tysięcy czy nawet kilka milionów złotych. Ok. 400 pożyczkobiorców nigdy nie spłaciło swoich zobowiązań.
Wkrótce później okazało się, że 44 z 55 działających wówczas Kas wymaga przeprowadzenia postępowań naprawczych. Nie wszystkie sanacje zakończyły się sukcesem. Od 2012 roku 22 Kasy upadły lub zostały przejęte przez banki (np. SKOK Kopernik przejął Bank Pekao, a SKOK Wesoła – PKO BP). Dziś działają 33 Kasy, większość z nich jest nadal w trudnej sytuacji finansowej.
Kto zlecił pobicie Wojciecha Kwaśniaka?
Urzędnicy KNF mieli bardzo dużo pracy w związku z badaniem sytuacji skoków, gdyż kreatywna księgowość, jaką uprawiano w wielu z nich, skutecznie komplikowała kontrolę. Miało się jednak okazać, że to wcale nie trudności wynikające z lektury dokumentów miały sparaliżować działania KNF.
16 kwietnia 2014 roku KNF rozpoczęła kontrolę w SKOK Wołomin, jednej z najważniejszych kas w systemie. Tego samego dnia jej wiceprzewodniczący Wojciech Kwaśniak został brutalnie pobity przed swoim domem. Bandytę wynająć miał członek rady nadzorczej SKOK Wołomin.
To nie były wyłącznie pogróżki – Kwaśniak w szpitalu walczył o życie. W końcu 2015 r. przed sądem w Warszawie ruszył proces w tej sprawie. Choć minęło ponad pięć lat, sąd wciąż nie wskazał winnych. W listopadzie 2017 r. sędzia prowadząca sprawę poszła na urlop macierzyński, więc zgodnie z przepisami postępowanie musiało ruszyć od nowa. Nastąpiło to dopiero w 2019 roku.
Według adwokata Jerzego Naumanna, pełnomocnika pobitego urzędnika, sprawa jest prosta i orzeczenie mogłoby zapaść po kilku rozprawach. Prawnik jest zdania, że obrona i oskarżeni robią wszystko, żeby przedłużyć postępowanie. Również prokurator prowadząca sprawę jest zdania, że proces toczy się w wyjątkowo wolnym tempie, a obrońcy konsekwentnie wykorzystują prawo do składania wniosków, aby opóźnić wydanie surowego wyroku.
Główny podejrzany wciąż na wolności
Prokuratura bardzo szybko aresztowała podejrzanego o zlecenie pobicia Kwaśniaka. To Piotr P., były oficer WSI, współzałożyciel SKOK Wołomin oraz członek rady nadzorczej tej kasy. To on miał być, zdaniem prokuratury, głównym pomysłodawcą i koordynatorem grupy przestępczej, ale ściśle współpracował z członkami zarządu SKOK w Wołominie – prezesem Mariuszem G. oraz wiceprezesami Joanną P. i Mateuszem G. Byli oni podejrzani również w innej sprawie – o wyłudzenia przez grupę ponad miliarda złotych pożyczek z kasy.
Sprawa nieprawidłowości w wołomińskim SKOK-u zatoczyła bardzo szerokie kręgi. W 2018 roku Prokuratura Krajowa informowała, że we wszystkich postępowaniach dotyczących tej kasy, zarzuty usłyszało niemal 900 osób, wobec ponad 300 skierowano już akty oskarżenia, a ponad 150 osób zostało prawomocnie skazanych. Wszystkie prowadzone postępowania dotyczące wołomińskiego SKOK mogą dotyczyć wyłudzeń nawet na kwotę 3 miliardów złotych.
Czytaj też:
Sprawa brutalnego pobicia byłego wiceszefa KNF-u odroczona
2,2 mld zł dla spółdzielców
Komisja Nadzoru Finansowego zawiesiła działalność SKOK Wołomin 11 grudnia 2014 r. Rok później ogłoszono jego upadłość. Bankowy Fundusz Gwarancyjny wypłacił spółdzielcom upadłego SKOK Wołomin ponad 2,2 mld zł. BFG gwarantuje klientom banków i spółdzielcom SKOK-ów gwarancje do wysokości 100 tys. euro. Kilkuset klientów miało depozyty przewyższające tę kwotę, wobec czego nie mają co liczyć na zwrot nadwyżki ponad 100 tys. euro.
Doniesienia o nieprawidłowościach w SKOK Wołomin trafiały również na portale plotkarskie. O niespłacanie pożyczek i kredytów oskarżono kilkoro celebrytów. Prokuratorskie zarzuty usłyszała między innymi Dominika T.-W. Jak wynika z akt postępowania upadłościowego, małżeństwo Michał W. i Dominika T.W. wzięło dwa kredyty. Dominika T.-W. pożyczyła milion złotych, a zabezpieczeniem okazał się grunt o wartości jedynie 9,9 tys. zł. Mąż celebrytki wziął 2,8 mln zł i spłacił niecałe 700 tys. zł – donosiła „Gazeta Wyborcza”. Sama zainteresowana zaprzeczyła oskarżeniom i zapewniła, że nigdy nie była klientką SKOK-u.
„GW” wspomniała (bez podawania nazwisk) o celebrytach, aktorach, biznesmenach, sportowcach i prawnikach, którzy mieli brać idące w tysiące złotych kredyty i pożyczki w zamian za określone profity. Niektórzy z nich dzielili się pieniędzmi z organizatorami procederu.
Pokazowe zatrzymanie Kwaśniaka i Jakubiaka
W 2018 roku funkcjonariusze CBA – ta instytucja również prowadziła swoje działania – zatrzymały Wojciecha Kwaśniaka, pobitego cztery lata wcześniej wiceprzewodniczącego KNF. Wraz ze swoim byłym szefem Andrzejem Jakubiakiem oraz sześcioma innymi urzędnikami został przewieziony do prokuratury w Szczecinie (co było trudne do wyjaśnienia, bo wcześniej szczecińska prokuratura nie prowadziła żadnych działań) tylko po to, by krótko po tym zostać wypuszczeni.
Zatrzymani musieli samodzielnie zorganizować sobie powrót do oddalonej o kilkaset kilometrów Warszawy. Nie postawiono im żadnych zarzutów. Zatrzymanie zostało przez polityków koalicji i część mediów określone jako działanie polityczne, które miało odwrócić uwagę od ujawnionych przez Leszka Czarneckiego i „Gazetę Wyborczą” nagrań, na których słychać, jak Marek Chrzanowski, ówczesny prezes KNF, składał Czarneckiemu propozycję korupcyjną.
W rozmowie z „GW” Kwaśniak przyznał, że to, co przeżył podczas tego zatrzymania, było gorsze od „zamachu z 2014 roku”.
– Bo wtedy miałem przekonanie, że bandyci zaatakowali funkcjonariusza publicznego. A teraz własne państwo czyni mi to, co tylko było rozwinięciem działań podjętych cztery lata wcześniej przez przestępców – podkreślał były wiceszef KNF.
Zatrzymanie Kwaśniaka i Jakubiaka bezpodstawne
W lutym 2019 roku sąd w Szczecinie uchylił wszystkie środki zapobiegawcze zastosowane wobec byłego szefa KNF Andrzeja Jakubiaka i jego zastępcy Wojciecha Kwaśniaka.
Sędzia Maciej Piotrowski, który rozpatrywał sprawę Jakubiaka i Kwaśniaka, uznał, że prokuratorskie zarzuty są mało uprawdopodobnione oraz że zatrzymania byłego szefa KNF i jego zastępcy były bezzasadne. Ta prawomocna decyzja sądu postrzegana była jako spektakularna porażka Prokuratury Regionalnej w Szczecinie, ale też prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry.
Oczyszczony z zarzutów Kwaśniak wniósł o zadośćuczynienie za działania służb w czasie niesłusznego zatrzymania (209 tys. zł) oraz odszkodowanie m.in. za utracone dochody (41 tys. zł).
Prominentne nazwiska zamieszane w sprawę
Zarzuty w szczecińskiej prokuraturze usłyszał również prawnik Marcin Dubieniecki, były zięć Lecha Kaczyńskiego. Znanych nazwisk w sprawie było więcej, ale te wszystkie zatrzymania nie przybliżają organów ścigania do odpowiedzi na pytanie, kto ponosi największą odpowiedzialność za zniszczenie SKOK Wołomin i którzy konkretnie urzędnicy nie dopełnili obowiązków. Próba zrzucenia winy na Wojciecha Kwaśniaka, który zainteresowanie sprawą przypłacił zdrowiem, okazała się z założenia błędna.
W sprawie jest wiele wątków politycznych, pojawiają się nazwiska czołowych polityków. To zawsze utrudnia urzędnikom działania wyjaśniające. Świadomość tę ma Marian Banaś, prezes Najwyższej Izby Kontroli. Tak w marcu tego roku mówił o tym w rozmowie z „Business Insiderem”, w której zapowiedział przyjrzenie się nieprawidłowościom wokół SKOK Wołomin.
– Kolejna ważna sprawa to jest SKOK Wołomin, wiemy, że tam prominentne osoby z wszystkich stron politycznej sceny brały kredyty i pożyczki do kilku milionów złotych, pieniędzy nie oddały, a SKOK Wołomin upadł. To też będziemy chcieli skontrolować i wyjaśnić, na tym etapie pewne bardzo interesujące informacje już posiadamy. Na bieżąco monitorujemy działanie organów państwa w tej sprawie i przygotowujemy się do kontroli – mówił.
Banaś od miesięcy jest na politycznej wojnie z partią, która niegdyś go popierała. Można więc spodziewać się, że wyciągnie przeciwko Prawu i Sprawiedliwości najcięższe działa.
Ukaranie winnych nie zwróci już pieniędzy pokrzywdzonym spółdzielcom, ale będzie stanowiło symboliczne zamknięcie jednej z najgłośniejszych afer na styku gospodarki, polityki i układów przestępczych drugiej dekady XXI wieku.
Czytaj też:
NIK ma nowy cel. Bierze się za jedną z największych afer w Polsce