Naprawdę każdy może pomóc
Artykuł sponsorowany

Naprawdę każdy może pomóc

Paweł Kurek, właściciel firmy DPK Lombard
Paweł Kurek, właściciel firmy DPK Lombard Źródło:Materiały prasowe
Nie trzeba być nie wiadomo jak wielką marką, żeby pomagać, taka malutka firma jak moja też może czynić dobro, tak samo jak każdy z nas -  o biznesie z ludzką twarzą i pomocy dla Ukrainy mówi Paweł Kurek, właściciel firmy DPK Lombard.

Czy Polacy lubią kupować rzeczy drugiej ręki? Ciekawi mnie, czy zakup w lombardzie to dla klientów obecnie wybór, bo tak jest ekonomiczniej albo ekologicznie, czy raczej przykra konieczność, bo nie stać ich na rzeczy nowe.

Myślę, że obecnie Polacy przede wszystkim kierują się względami ekonomicznymi. Po ostatnich wydarzeniach w kraju i na świecie mamy do dyspozycji coraz mniej pieniędzy albo nie jesteśmy pewni przyszłości, dlatego zaczynamy się zastanawiać, jak to, co mamy, wydać rozsądnie. Zakup rzeczy używanych jest zdecydowanie bardziej opłacalny.

Nadeszły trudne czasy. Czy wojna w Ukrainie, a wcześniej wybuch pandemii COVID-19 wpłynął na ten sektor rynku?

Tak, oczywiście. Pozornie mogłoby się wydawać, że jest wojna, więc lombard będzie zarabiał, bo ludzie zaczną zastawiać rzeczy, żeby pozyskać gotówkę. Jesteśmy blisko tego konfliktu, ale to działa na klientów tak, że jesteśmy wystraszeni i nie wykonujemy żadnych ruchów, nie sprzedajemy ani nie kupujemy, staramy się oszczędzać z każdej strony. W pierwszym etapie pandemii obroty także mocno spadły, klienci nie za bardzo chcieli kupować. Dopiero w drugiej fazie zaczęło być widoczne, że handel przeniósł się do internetu. Dlatego wprowadziliśmy sprzedaż internetową w formie tradycyjnej, ale oferujemy także aukcje albo tzw. zakupy live. Można też zamówić wypatrzony towar i obejrzeć go w naszym sklepie stacjonarnym.

Jednak słowo lombard nie kojarzy się nam najlepiej...

Wiele lombardów w Polsce było lub nadal jest prowadzonych przez ludzi, którzy nie do końca rozumieją ten biznes. Zamiast prowadzić go w sposób czysty i jawny, starają się kupić bardzo tanio, a sprzedać bardzo drogo, stąd ta niechęć klientów do takich miejsc. Staramy się to zmienić. Chcielibyśmy, żeby lombard miał ludzką twarz. Jesteśmy transparentni. Chcemy pokazać, że to normalna działalność, być może nawet, w dobie tego, co obecnie się dzieje na rynku, jedna z najbardziej potrzebnych usług w naszym kraju.

A jaką mamy pewność, że używana rzecz jest warta tych pieniędzy?

Chcemy, by nasi klienci mogli u nas znaleźć towar dużo tańszy niż w sklepie, ale nieodbiegający od tamtego jakością. Jesteśmy jedyną firmą w Polsce, która udziela gwarancji na każdą sprzedaną rzecz – począwszy od rozruchowej w przypadku drobnych zakupów aż po 24-miesięczną. Oferujemy pomoc doradcy klienta, wszystko można dokładnie obejrzeć przed zakupem i czuć się jak w tradycyjnym sklepie.

Cały czas mówimy o kupujących, ale wiemy, że najpierw muszą do lombardu przyjść ci, którzy towar chcą zastawić. Bardzo częstym powodem wizyty w takim miejscu jest finansowy kryzys. Czasem ludzie zastawiają cenne dla siebie pamiątki. To trochę niewdzięczny biznes.

To prawda. Jednak nie chcemy zarabiać na czyjejś krzywdzie. Wypracowaliśmy własne standardy, dające osobom, które zastawiły jakiś przedmiot, naprawdę sporo czasu na jego wykupienie. Po wygaśnięciu ustalonego w umowie między stronami czasu nie kierujemy od razu takiej rzeczy do sprzedaży, lecz najpierw informujemy klienta, że zgodnie z prawem możemy to zrobić, ale że wstrzymamy się jeszcze przez 14 dni. Dopiero po tym czasie taką rzecz wystawiamy. Zresztą jeśli ktoś nas poprosi na przykład o miesiąc, to także zaczekamy.

Bardzo to ludzkie.

Teraz mamy zastawiony samochód. Jego właściciel poinformował nas, że pomaga w Ukrainie i nie da rady swojego auta na czas wykupić. Oczywiście zaczekamy ile trzeba na jego powrót. Przeszukujemy także naszą bazę klientów. Sprawdzamy, czy nie ma wśród nich obywateli Ukrainy – chcemy się z nimi skontaktować i zapytać, czy możemy jakoś pomóc. Jeśli zastawili u nas jakieś rzeczy, zapewnimy ich, że zaczekamy.

Doszliśmy do tematu, którym wszyscy teraz żyjemy. Nie tylko współczujemy obywatelom Ukrainy, ale też im pomagamy. Czy Pana firma do tej pomocy także się włączyła?

Oczywiście. Do dyspozycji uchodźców przekazaliśmy mieszkanie, które jest własnością firmy. Stwierdziliśmy, że to dobry moment, by zrobić coś dobrego. Czekamy teraz na wyznaczenie rodziny. Wraz z klubem sportowym, który od lat sponsorujemy, zbieraliśmy także środki medyczne potrzebne ukraińskim żołnierzom i ofiarom wojny. Ponadto ustalamy szczegóły pomocy z siostrą przełożoną Domu Pomocy Społecznej dla Dzieci Zgromadzenia Sióstr św. Jadwigi w Elblągu, który przyjmie chore dzieci z Ukrainy. Na pewno będziemy mocno wspierać ten ośrodek.

Czyli to nie pierwszy raz Pana firma pomaga?

W pomoc charytatywną jesteśmy zaangażowani od początku naszej działalności i wraz z rozwojem firmy powiększamy zakres pomocy niesionej potrzebującym. W swoim działaniu głównie skupiamy się na pomocy osobom i instytucjom z naszego najbliższego otoczenia. Dlatego zawsze tam, gdzie działa nasza firma, a działamy w 11 miastach, staramy się wspierać lokalne organizacje, m.in. domy dziecka i domy opieki społecznej, ale bierzemy także udział w dużych akcjach, takich jak Szlachetna Paczka oraz WOŚP.

Nie piszecie o tym wszystkim na swojej stronie internetowej. Przez skromność?

Pochodzę z ubogiej rodziny, w dzieciństwie doświadczyłem głodu. Moje korzenie i moje wychowanie sprawiły, że jestem tu, gdzie jestem, i że mam takie podejście do biznesu. Nauczyło mnie tego życie. O wojnie tylko uczyłem się w szkole, a teraz to wszystko się dzieje na naszych oczach, tuż obok. Nie wyobrażam sobie tego, bym mógł się zachować inaczej. Czuję, że moim obowiązkiem jest podzielenie się tym, co mam. Moja firma pomaga od lat, ale dotąd prawie nikt o tym nie słyszał, bo nie robimy tego dla reklamy. Teraz jednak uważam, że powinniśmy zacząć o tym mówić, zachęcać innych do wspólnej pomocy, by dobro się niosło. Chciałbym, żeby ludzie zobaczyli, że nawet prowadząc działalność tak negatywnie postrzeganą jak lombardy można się udzielać, pomagać innym i niekoniecznie czekać na oklaski, bo to, co my robimy od kilku lat, nie spotkało się dotąd z większym zainteresowaniem. Nie przywiązujemy do tego wagi. Moją nagrodą są moi pracownicy, mam naprawdę świetny zespół. Jestem ze swoich współpracowników dumny, pomagają we wszystkich akcjach, które inicjuję. Wspaniale jest pracować z ludźmi, którzy chcą dać z siebie coś dobrego.

Stąd pomysł na zbiórkę sprzętu AGD, elektroniki i innych przedmiotów dla ofiar wojny.

Tak. Uruchamiamy akcję, która jest wyrazem solidarności z naszymi sąsiadami, a jednocześnie zapewni konkretną pomoc poszkodowanym na miejscu. Skonsultowaliśmy z urzędem miasta, co jako społeczność możemy zrobić dla poszkodowanych przez wojnę. Dostaliśmy jasny sygnał, że jest duże zapotrzebowanie na podstawowe AGD, elektronikę i akcesoria dziecięce. Chcemy zorganizować zbiórkę przedmiotów codziennego użytku, które będziemy mogli przekazać obywatelom Ukrainy, aby im ułatwić życie. W pierwszym etapie zebrane wśród naszych klientów przedmioty, takie jak sprzęt AGD, RTV, drobna elektronika itp., będziemy przekazywać uchodźcom, którzy znaleźli azyl w Polsce i chcieliby się tu osiedlić. W kolejnym etapie, po zakończeniu konfliktu w Ukrainie, akcja przyjmie formę pomocy w odbudowie ojczyzny naszych sąsiadów. Zebrany sprzęt będziemy transportować bezpośrednio do Ukrainy, aby pomóc tamtejszej ludności szybciej wrócić do normalności. Dla kogoś może to być zwykły niepotrzebny czajnik lub żelazko, a dla osób, które uciekły przed wojną i straciły cały swój dobytek, będzie to najpotrzebniejsza rzecz i duże wsparcie. Pomóżmy im czuć się jak u siebie.

Dobry pomysł. Nasze portfele są coraz chudsze, ale przecież na pewno mamy w swoich domach sporo przedmiotów. Łatwiej przekazać rzecz, niż wyłożyć gotówkę, a zresztą nawet jeśli dysponujemy jakąś kwotą na pomoc Ukrainie, lepiej ją przeznaczyć na zakup środków ratujących życie ludzi walczących o wolność.

Zachęcajmy ludzi do prostego czynienia dobra. To dla nas nie jest wcale takie trudne. Wiem, że każdy z nas ma swoje obowiązki, każdy ma rodzinę, koszty życia, obawia się o to, co będzie jutro, ale tam ludzie z dnia na dzień giną. To już nie jest kwestia tego, czy ja jutro będę miał tyle i tyle pieniędzy, ale kwestia tego, że tam ktoś traci życie, a przecież nie ma większej wartości niż życie ludzkie.

Chyba w tej sytuacji Polaków nie trzeba nawet specjalnie zachęcać. To budujące, że okazaliśmy się tak bardzo empatyczni i szczodrzy.

Pamiętajmy, że pomóc naprawdę może każdy. Nie trzeba być nie wiadomo jak wielką marką, żeby pomagać, taka malutka firma jak moja też może czynić dobro, tak samo jak każdy z nas. Trzeba tylko troszkę chcieć mimo codziennego marazmu pomyśleć o innych. Na co dzień skupiamy się na życiu codziennym, swoich troskach i problemach, ale w takiej sytuacji, gdy ludziom obok nas skończyło się życie, czas pomyśleć choć trochę o innych. I my, Polacy, to robimy. Bardzo mnie urzekło to, jak bardzo pomagają zwykli ludzie. Serce się cieszy, kiedy na to patrzę. Naprawdę jestem teraz dumny z tego, że jestem Polakiem.