Gigantyczny wyciek dokumentów z Ubera. „Jesteśmy k***a nielegalni”

Gigantyczny wyciek dokumentów z Ubera. „Jesteśmy k***a nielegalni”

Uber taxi
Uber taxi Źródło:Shutterstock / Alexander Kirch
Przemoc wobec kierowców, potajemny lobbing i lekceważenie prawa – to, jak wynika z międzynarodowego śledztwa kilkudziesięciu redakcji, praktyki, które pozwoliły Uberowi na globalną ekspansję.

Brytyjski dziennik „The Guardian” ujawnił 124 tys. dokumentów z działalności amerykańskiej firmy. Pochodzą z lat 2013 – 2017, gdy Uberem kierował Travis Kalanick. Jak podaje dziennik, akta potwierdzają, że firma kierowała się nieetycznymi praktykami, często obchodząc przepisy krajów, w których rozpoczynała działalność.

Dokumenty potwierdzają też kontakty kierownictwa firmy z czołowymi światowymi politykami. Na liście są m.in. Joe Biden, Emmanuel Macron, czy była unijna komisarz Neelie Kroes. Brytyjski dziennik udostępnił pozyskane dane Międzynarodowemu Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych i mediom z 29 krajów. Efektem jest wielkie, międzyredakcyjne śledztwo, które pokazuje, jak wyglądała globalna ekspansja Ubera.

Wyciąć lokalny rynek

Wejście Ubera na praktycznie każdy nowy rynek wiązało się zwykle z protestami branży taksówkarskiej. Nowa firma działała w oparciu o aplikację, która łączy pasażera z kierowcą. W ten sposób obchodzono lokalne przepisy dotyczące tego kto i na jakich warunkach może prowadzić przewóz osób.

Tak było również w Polsce. Gdy w 2017 roku firma weszła na nasz rynek przez cały kraj przeszła fala protestów taksówkarzy, którzy blokowali ulice w miastach. Tradycyjne taksówki nie były w stanie sprostać presji cenowej, bo ich działalność generowała wyższe koszty. Dochodziło do obywatelskich zatrzymań kierowców Ubera.

Jak w takich sytuacjach reagowała firma? Przede wszystkim starała się wykorzystać protesty dla swoich celów, starając się nakręcić narrację, jak to jej technologia zakłóca przestarzałe systemy transportowe i wzywała rządy do zreformowania swoich przepisów.

Gdy Uber pojawił się w Indiach, dyrektor Kalanick w Azji wezwał menedżerów do skupienia się na napędzaniu wzrostu, nawet gdy „zaczynają płonąć pożary”. „Wiedz, że to normalna część działalności Ubera. Przyjmij chaos. To znaczy, że robisz coś sensownego” – czytamy w jednym z maili zawartym w opublikowanych dokumentach.

Co więcej, jak wynika z opublikowanych przez „The Guardian” wiadomości, kierownictwo firmy doskonale zdawało sobie sprawę z tego, że działa poza prawem. „Czasami mamy problemy, ale cóż, jesteśmy po prostu, k****, nielegalni” – miał napisać Nairi Hourdajian, dyrektor do spraw międzynarodowej komunikacji. On sam, poproszony przez dziennikarzy o komentarz, zaprzecza, by kiedykolwiek napisał taką wiadomość.

„Przemoc gwarantuje sukces”

Kalanick wydawał się wprowadzać te w życie w styczniu 2016 r., kiedy wejście Ubera na francuski rynek doprowadziło do gniewnych protestów w Belgii, Hiszpanii, Włoszech i Francji. Protestujący taksówkarze obawiali się o swoje środki do życia.

Szef firmy nakazał francuskim kierowcom podjęcie działań odwetowych, zachęcając kierowców Ubera do zorganizowania kontrprotestu. Ostrzeżony, że może to narazić kierowców Ubera na ataki ze strony „skrajnie prawicowych bandytów”, którzy przeniknęli do protestów taksówek i „rwali się do walki”, Kalanick wydawał się wzywać swój zespół do kontynuowania akcji.

„Myślę, że warto Przemoc gwarantuje sukces. A tym facetom trzeba się oprzeć, nie? Uzgodniłem, że właściwe miejsce i czas muszą być przemyślane” – czytamy w jednej z opublikowanych wiadomości.

Lobbing na najwyższych szczeblach

Jak podaje brytyjski dziennik, w roku 2016 Uber miał wydać 90 mln dolarów na budowanie wizerunku i lobbing. Firma skutecznie omijała lokalne władze i od razu spotykała się z politykami z samego szczytu.

W 2015 roku, kiedy obecny prezydent Francji Emmanuele Macron był jeszcze ministrem gospodarki, przedstawiciele Ubera rozmawiali z nim o zmianach we francuskich przepisach. Chodziło o usługę Uber Pop, pozwalającym połączyć pasażera z kierowcą – amatorem i znacząco obniżyć cenę za przejazd. Takie działanie, co potwierdziły francuskie sądy, było wówczas nielegalne.

Według opublikowanych dokumentów Macron i Kalanick zaczęli mówić sobie po imieniu i spotkali się co najmniej cztery razy – w Paryżu i na Światowym Forum Ekonomicznym w szwajcarskim w Davos.

„Uber przedstawi zarys ram prawnych dotyczących dzielenia przejazdu. Połączymy nasze zespoły, aby rozpocząć prace nad realną propozycją, która mogłaby stać się formalną ramą prawną we Francji” – czytamy w jednym z maili, jakie Kalanick napisał do Macrona.

Pogarda dla polityków

Macron nie był jedynym politykiem ze światowej czołówki, który spotykał się z lobbystami Ubera. Prywatnie władze firmy wielu z nich traktowały z pogardą. Dotyczy to na przykład obecnego kanclerza Niemiec Olafa Scholza, który jeszcze jako burmistrz Hamburga odrzucił lobbystę Ubera i wyraźnie nalegał, by kierowcy mieli wypłacane minimalne wynagrodzenie, a nie tylko stawkę za przejazd. Jeden z dyrektorów nazwał go „błaznem”.

Podobnie było w przypadku spotkania Kalanicka z Joe Bidenem, ówczesnym wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych. Do spotkania doszło podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. Gdy Biden się spóźniał, Kalanick wysłał do kolegi wiadomość: „Kazałem moim ludziom dać mu znać, że każda minuta spóźnienia to jedna minuta mniej, którą będzie miał ze mną”.

Wyłącznik awaryjny

Śledztwo ujawniło jeszcze jeden ciekawy wątek. Komputery Ubera miały wbudowany „wyłącznik awaryjny”. Według ustaleń „The Guardian” był to „plan B”, stosowany na wypadek, gdyby do firmy w jakimś kraju weszły organy ścigania. Wyłącznik miał natychmiast odciąć dostęp do firmowych komputerów.

Jak podaje BBC, wyłącznik został użyty kilka razy, w tym w Kanadzie, Belgii, Indiach, Rumunii i na Węgrzech. W tym raz jego użycie miało zostać użyte przez samego Kalanicka.

„Proszę nacisnąć wyłącznik awaryjny JAK NAJSZYBCIEJ... Dostęp musi zostać zamknięty w AMS [Amsterdamie]” – czytamy w jednym z ujawnionych maili.

„Inna firma”

Travis Kalanick od 2017 roku nie jest już szefem Ubera. Jego rzecznik zaprzecza wszelkim zarzutom. Twierdzi, że były dyrektor nigdy nie autoryzował żadnego działania, które miałoby utrudnić dostęp do danych. Zaprzecza też, jakoby dyrektor zachęcał do udziału w agresywnych protestach.

Jak twierdzi firma, obecny dyrektor Dara Khosrowshahi, „miał za zadanie zmienić każdy aspekt działania Ubera”.

„Nie będziemy usprawiedliwiać przeszłych zachowań, które wyraźnie nie są zgodne z naszymi obecnymi wartościami. Zamiast tego prosimy opinię publiczną, aby oceniała nas na podstawie tego, co zrobiliśmy w ciągu ostatnich pięciu lat i co będziemy robić w nadchodzących latach” – czytamy w oświadczeniu, podpisanym przez obecnego dyrektora.

Czytaj też:
Znów jeździmy taksówkami. Kierowcy odzyskują pasażerów

Źródło: The Guardian, BBC