Dorota chce wystawić agroturystykę na sprzedaż. Marek mówi, że wytrzyma góra miesiąc. Krzysztof obliczył straty na milion. Ryszard zwolnił cztery osoby. Nadodrzańskie biznesy z dnia na dzień straciły swoich klientów i swoje dochody.
218 zł od budowlańców, który wpadli na piwo
– Odpływ klientów? 100 procent. Nie ma żadnego klienta – mówi o swoim biznesie Ryszard Fertała. Mężczyzna prowadzi firmę działającą na szczecińskim kąpielisku „Dziewoklicz”. Ma m.in. wypożyczalnię sprzętu, plac zabaw i gastronomię. W weekend z atrakcji, które oferuje, korzystało co najmniej kilkaset osób.
– W piątek 12 sierpnia o godzinie 18.00 podpłynęła motorówka, wyszli policjanci i powiedzieli, że nie możemy nikogo wpuścić do wody. Tak to wyglądało – opowiada.
W ostatni tydzień zarobił dokładnie 218 zł, bo obok przejeżdżali budowlańcy i zajechali na piwo. – Poza tym nikt! – mówi. Nikt nad wodę nie przyjeżdża, bo nie ma po co. Do końca września miał 40 rezerwacji na organizację urodzin i innych imprez. 35 klientów już rezerwacje odwołało. Mężczyzna o tym, co się wydarzyło, mówi dosadnie: – To nas pozamiatało. Jestem załamany.
Czytaj też:
Kpt. Andrzej Podgórski o Odrze: Do katastrofy mógł doprowadzić ktoś, kto żył wiele dekad temu
Fertała zwolnił cztery osoby z siedmiu, które zatrudniał. Uważa, że ten sezon jest już stracony.
– Ledwo się zacząłem dźwigać po Covidzie i teraz znowu. Wtedy zamknęli las, teraz zamknęli rzekę. Dziś wojewoda mówi, że jest dobrze, że tylko 1600 kilogramów martwych ryb, a zaraz dostaję alert RCB, żeby nie korzystać z Odry. Co tu jest nie tak? – mówi rozgoryczony.