Jak z perspektywy eksperta wygląda dziś kondycja globalnego rynku walutowego?
2025 r. to czas szczególny. Widzimy nie tylko zmiany w rynku walutowym, ale i całym globalnym systemie finansowym. Polska złotówka ma dziś bardzo dobre warunki – jest mocna, a inwestorzy zagraniczni chętniej lokują kapitał właśnie tutaj.
Kluczowym zjawiskiem jest osłabienie dolara. Wbrew prostym narracjom to nie tylko „polityka Trumpa”. Owszem, polityka celna czy decyzje administracyjne miały znaczenie, ale prawdziwe powody są głębsze. Kurs dolara powiązany jest z ceną złota – a złoto w ostatnich latach mocno się umacnia. Wzrost ten napędzają kraje BRICS – Rosja, Chiny, Indie – którym zależy na osłabianiu dolara. Ale paradoksalnie także Amerykanie mieli w tym swój interes – słabszy dolar to większa konkurencyjność amerykańskiej gospodarki.
Czyli można powiedzieć, że Stany Zjednoczone i kraje BRICS szły chwilowo w jednym kierunku?
Tak, ale tylko na krótką metę. W początkowej fazie ich cele były zbieżne – wszystkim pasował słabszy dolar. Jednak na dłuższą metę drogi się rozeszły. Kraje BRICS chcą, by dolar przestał być walutą rezerwową i rozważają stworzenie własnej waluty.
Amerykanie przeciwnie – chcą utrzymać jego globalną dominację. Tu zaczyna się gra o przyszłość systemu walutowego. Jeśli Chiny i Indie zaczną intensywnie promować własną walutę, możemy być świadkami największej zmiany w finansach od czasu odejścia od parytetu złota.
A jak w tej rozgrywce wygląda Europa?
Unia Europejska niestety nie zdała egzaminu. Trump zawsze zaczyna negocjacje od „grubego C” – straszy 50czy 100-proc. cłami, by potem zejść do 15 proc. Dla Unii to i tak dramat, bo wcześniej było zero. W efekcie europejskie firmy mają gorsze warunki eksportu, a by utrzymać rynek, muszą przenosić produkcję do USA.
I to się dzieje. Niemieckie fabryki samochodów otwierają zakłady w Stanach. Polskie firmy też inwestują za oceanem, bo w Unii procesy inwestycyjne są zbyt długie a przepisy coraz bardziej socjalistyczne. W USA administracja świadomie tworzy warunki dla przemysłu – cła, regulacje, subsydia – wszystko w duchu „America first”.
Czyli Ameryka wygrywa walkę o przemysł, a Europa przegrywa?
Na razie tak. Proszę spojrzeć na transformację energetyczną. USA podeszły pragmatycznie – odrzuciły część „zielonej agendy”, stawiają na przemysł i rozwój. Tymczasem Unia idzie w kierunku regulacji, które zabijają konkurencyjność. Oczywiście ekologia jest ważna – nie powinniśmy zaśmiecać świata – ale trzeba zachować proporcje. Polska ma trudniej niż Niemcy czy Francja. Oni budowali kapitał przez pokolenia. My jesteśmy pierwszym lub drugim pokoleniem, które dopiero tworzy majątki. Dlatego musimy rozwijać się szybciej, a nie nakładać na siebie dodatkowe ograniczenia.
Wspomniał pan o energii i nowych technologiach. Jak one wpływają na finanse?
Fundamentem rewolucji jest dziś energia i data center. Świat stoi na danych – sztuczna inteligencja potrzebuje mocy obliczeniowej, a ta wymaga energii. Europa nie ma wystarczających zasobów, by konkurować z USA.
Chińczycy świetnie to rozumieją. Zmienili program edukacji – rezygnują z nacisku na naukę języków obcych, stawiają wyłącznie na AI i dane. Ich filozofia jest prosta: przyszłość to sztuczna inteligencja i przetwarzanie danych, reszta to dodatek. Polska powinna brać przykład. Bez inwestycji w technologię i energetykę będziemy zawsze o krok za największymi.
A jak na tle tych trendów wygląda polski złoty?
Jeśli prognozy banków się sprawdzą i eurodolar dojdzie do 1,23, złoty pozostanie silny. Ważnym elementem jest wojna na Ukrainie – jej koniec oznaczałby euforię na rynkach i dodatkowe wzmocnienie złotego. Już dziś widać, że zagraniczny kapitał napływa do Polski, a to zwykle znak, że inwestorzy wierzą w stabilizację.
Przejdźmy do fintechów. Jakie trendy będą kształtować branżę w latach 2025–2030?
Widzę trzy. Po pierwsze – automatyzacja procesów.
Dzięki technologii obsługujemy w Ekantorze 470 tys. transakcji miesięcznie. Kilka lat temu było ich zaledwie 2 tys.
Po drugie – konsolidacja. Mniejsze kantory nie mają szans na samodzielne przetrwanie, więc dochodzi do przejęć. My też uczestniczymy w tym procesie.
Po trzecie – poszerzanie oferty. Sama wymiana walut to za mało. Trzeba oferować przelewy transgraniczne, nadawać klientom numery IBAN, obsługiwać branże, których banki się boją. To naturalna ewolucja – od kantoru internetowego do instytucji płatniczej.
Czyli fintechy przejmują funkcje banków?
Tak, choć z ograniczeniami – instytucje płatnicze nie mogą udzielać kredytów. Ale w obszarze płatności i wymiany walut fintechy już dziś są bardziej innowacyjne, elastyczne i szybsze niż banki.
Cofnijmy się do początku – skąd wziął się pomysł na Ekantor?
Cała moja droga zawodowa od początku związana była z finansami. Punktem przełomowym był moment, gdy moi przyjaciele z Wielkiej Brytanii – pracujący w tamtejszym domu maklerskim – zaczęli oferować usługę fizycznej dostawy waluty, czyli w praktyce wymianę online. W Polsce to wciąż była egzotyka. Postanowiłem sprawdzić, jak to działa i jakie warunki mogą zaoferować. Wprowadziłem im pierwszego klienta instytucjonalnego z Polski i zobaczyłem, że ich ceny i jakość obsługi są naprawdę konkurencyjne.
Chwilę później pojawił się duży klient korporacyjny, jeden z największych polskich inwestorów za granicą. Wtedy uświadomiłem sobie, że wachlarz możliwości jest ogromny – i że to nie jest nisza, lecz przyszłość.
Czyli to klienci de facto podsunęli panu pomysł?
Dokładnie tak. W praktyce to rynek wskazał kierunek. Szybko jednak okazało się, że jest pewien problem. Część polskich przedsiębiorstw chciała współpracować tylko z instytucją międzynarodową – tu moi londyńscy wspólnicy byli atutem. Ale inna część klientów miała zupełnie odwrotne oczekiwania: „Chcemy pracować wyłącznie z polską firmą”.
Pamiętam szczególnie jedną sytuację. Rozmawialiśmy z fabryką zbrojeniową, która potrzebowała wymienić polskiego złotego na nigeryjską nairę. PKO BP wtedy nie oferował takiej waluty. My mogliśmy to zrobić, ale w Londynie zapaliły się czerwone lampki – Afryka, przemysł zbrojeniowy, ryzyko AML i compliance. Tłumaczenia, że to spółka Skarbu Państwa, że nie ma mowy o praniu pieniędzy czy finansowaniu terroryzmu, nie pomagały. To doświadczenie pokazało mi jasno: jeśli chcemy rozwijać ten biznes w Polsce, potrzebujemy polskiej, lokalnej instytucji.
I to był moment narodzin Ekantoru?
Jeszcze nie, ale wtedy pojawiła się decyzja o stworzeniu polskiej spółki. Założyliśmy PK Capital, który operował jako platforma wymiany walut kantordlafirm.pl. To była pierwsza próba wejścia w rynek. Zaczęliśmy od obsługi biznesu, oferując im szybkie rozliczenie i korzystne kursy.
W pewnym momencie poczuliśmy, że to za mało. Rynek detaliczny – zwykli klienci, którzy też chcą wymieniać waluty przez internet – rósł dynamicznie. Wtedy na naszej drodze stanął Ekantor. Znałem właścicieli, wiedziałem, że firma nie ma „trupów w szafie”. Marka była rozpoznawalna, miała dobrą reputację, ale brakowało jej technologii i kapitału.
I wtedy postanowiliście przejąć Ekantor?
Tak. Przejęliśmy firmę i zaczęliśmy ją przebudowywać. Zmieniliśmy platformę transakcyjną, wdrożyliśmy własne systemy, postawiliśmy na automatyzację. Z czasem cały handel przenieśliśmy z Kantoru dla Firm do Ekantoru, czyniąc z niego główną markę. To był przełom – od tego momentu mogliśmy myśleć nie tylko o obsłudze kilku dużych klientów, ale o skali masowej.
Czy początki były trudne?
Oczywiście. Czasy szybkich pieniędzy już dawno w Polsce się skończyły. Dziś aby osiągnąć sukces, potrzeba wytrwałości i konsekwencji, a w branży finansowej także funduszy. My firmę zbudowaliśmy z własnych pieniędzy, nie mamy żadnych zobowiązań finansowych w stosunku do podmiotów trzecich. Udało nam się. Dziś Ekantor to setki tysięcy transakcji miesięcznie i miliardowe obroty w skali roku.
Jakie kierunki ekspansji zagranicznej rozważacie?
Patrzymy na Amerykę Północną, Afrykę i wybrane kraje byłego ZSRR. To rynki trudne, ale wysokomarżowe. Ekspansja wymaga zrozumienia prawa, ale przede wszystkim kultury. Różnice mentalnościowe mogą zniszczyć nawet najlepiej przygotowany projekt.
Jakie błędy popełniają młode firmy w zarządzaniu ryzykiem walutowym?
Najczęściej – brak świadomości. Startupy planują budżet przy kursie euro 4,25, a gdy spada do 3,80, nagle okazuje się, że kontrakt nie jest opłacalny. Dlatego radzę: patrzcie szerzej, zabezpieczajcie się, słuchajcie doradców. Brak strategii walutowej może zabić biznes szybciej niż brak klientów.
Jakie technologie będą kluczowe dla finansów przyszłości?
Trzy: blockchain, stablecoiny i sztuczna inteligencja. Stablecoiny mogą stać się alternatywą dla systemu bankowego w przelewach transgranicznych. Blockchain daje przejrzystość i bezpieczeństwo. AI już dziś rewolucjonizuje procesy biznesowe, ale powinna być kontrolowana, by nie wymknęła się spod nadzoru.
Do tego dochodzi rewolucja w płatnościach – dziś płacimy zegarkiem czy obrączką. Polska jest w tu awangardzie, nasze fintechy wprowadzają innowacje szybciej niż banki w Niemczech czy Francji.
A co z przywództwem? Jakie wartości są dla pana kluczowe?
Szacunek i empatia. Staram się znać problemy swoich pracowników – także prywatne – i pomagać im je rozwiązywać. Jeśli pracownik czuje wsparcie i w biurze, i w domu, nie będzie chciał odchodzić.
Aktualne cyfrowe wydanie tygodnika dostępne jest w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.