Michał Kobosko: Zabrakło wizji Polski. I jeszcze kilku rzeczy

Michał Kobosko: Zabrakło wizji Polski. I jeszcze kilku rzeczy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Michał Kobosko, redaktor naczelny „Bloomberg Businessweek Polska" Archiwum redakcji
Nawet najwytrwalsi krytycy Tuska mieli kłopot z miażdżeniem jego exposé. Bo było jak na polskie realia niezwykłe - krótkie, zwarte, naszpikowane szczegółami. Zamiast dzieła sztuki oratorskiej dostaliśmy technokratyczny spis działań na nadchodzącą wojnę z kryzysem - pisze Michał Kobosko, redaktor naczelny „Bloomberg Businessweek Polska".

Czego mi więc zabrakło? Głównie strategicznej wizji na przyszłość. Wiemy już mniej więcej, jakie wyrzeczenia nas czekają. Nie wiemy jeszcze, czemu ma to wszystko służyć. Jakim krajem ma być Polska, jaką rolę odgrywać?

Tusk bardzo enigmatycznie powiedział, że Polska powinna współdecydować o przyszłości Unii Europejskiej. Po lodowatym prysznicu prezydencji unijnej, w czasie której nie decydujemy o niczym, to ogólnie dobry, słuszny cel. Ale premier nie mówi, jak go zrealizować.

Zabrakło w exposé jasnej deklaracji, że Polska będzie w przyspieszonym tempie zmierzać do członkostwa w strefie euro. Właśnie teraz, paradoksalnie, taka deklaracja miałaby i sens, i szanse na realizację. Z niemal pewnym wsparciem niemieckim, gdy chwieją się podstawy ekonomiczne wielu państw-członków eurozony, wejście Polski mogłoby być witane z otwartymi ramionami. Oto zdrowy, jak by nie patrzeć, członek UE dołącza do osłabionego, ale wciąż elitarnego grona, pokazując poparcie dla europejskiego federalizmu. Nie byłoby lepszej drogi do tego, by z Polską zaczęli się w końcu nieco liczyć - i w Berlinie, i w Paryżu.

Warunki akcesji do strefy to zupełnie inna sprawa, ale i tu Polska mogłaby liczyć na pobłażliwe traktowanie. Wszak większość krajów od dawna posługujących się wspólną walutą i tak nie ma szans na spełnienie kryteriów z Maastricht. Wrogom idei 'utraty suwerenności" podpowiadam, by zechcieli sami policzyć, ile kosztuje nas luksus posiadania niezależnej i samorządnej waluty. Na razie znamy przytoczoną przez prof. Rosatiego w czasie sejmowej debaty nad exposé kwotę 20 mld zł rocznie.

Zabrakło mi też szerszego odniesienia do tematu gazu łupkowego. To, co usłyszeliśmy, było jednowymiarowe: gaz łupkowy i prawa do jego eksploatacji jako źródło nowych danin dla budżetu. A przecież sprawa potencjalnego wydobycia jest skomplikowana, kontrowersyjna i kosztowna. Chciałbym wiedzieć, czy premier mojego kraju jest zwolennikiem poszukiwań i ewentualnej eksploatacji gazu z łupków jako realnego pomysłu na zmniejszenie zależności energetycznej od Sami-Wiemy-Kogo. Po exposé nie jest to jasne.

Zabrakło też słowa o tym, czy i co rząd zamierza sprywatyzować. A przecież było to exposé stricte ekonomiczne, skierowane do inwestorów i rynków. Albo więc rząd, zgodnie z nową tzw. pragmatyczną linią, nie zamierza w najbliższych latach realnie prywatyzować niczego, albo też nie ma jeszcze konkretnych pomysłów na rok przyszły (tu łatwo zwalić winę na rozchwianie giełd). Jeśli zaś prywatyzować nie będzie, to czy zamierza drenować swoje firmy, zaciskając na nich pętlę dywidendową?

Nie wiemy wreszcie, czy pomysły na profesjonalizację rad nadzorczych i zarządów spółek państwowych (te rodem z poprzedniej kadencji) zostały ostatecznie zarzucone, czy też rząd chce jednak jakoś poprawić jakość zarządzania wspólnym majątkiem. Oby zechciał, bo ma tu ogromne rezerwy. Nie mniejsze niż w becikowym, emeryturach czy KRUS-ie.