A wydawało mi się, że cała ta nieprzyjemna sprawa to jeden z kwaśnych owoców exposé Donalda Tuska. Podwyżkę podatku na olej napędowy i wyroby tytoniowe przyjął bowiem rząd. Zgodnie z planami resortu finansów od 1 stycznia 2012 r. akcyza na olej napędowy i paliwa powstałe ze zmieszania takiego oleju z biokomponentami (a także biokomponenty stanowiące samoistne paliwa) wzrośnie z 1048 zł do 1196 zł za 1000 litrów. Ministerstwo Finansów oszacowało, że popularna 'ropa' zdrożeje w efekcie na stacjach o ok. 18 gr na litrze ? i mam nadzieję, że jest to już cena maksymalna. Najbardziej pesymistyczny scenariusz ekspertów rynku paliwowego przewiduje jednak kolejną podwyżkę o 30 gr, do średnio 5,6-5,7 zł za litr oleju.
Oczywiście, wyższa akcyza to wyższe dochody do budżetu ? ok. 2,2 mld zł w skali roku. Okazuje się jednak, że to nie pazerność fiskusa stoi za dotychczasowymi i przyszłymi podwyżkami cen oleju napędowego. Niestety sytuacja jest dla nas, dieslowców, marna: olej na światowych rynkach kosztuje więcej od benzyny. W kryzysowych czasach tak bywa. Drugi trop prowadzi do tajemniczego słówka 'derogacja'. To ona, a właściwie jej zniknięcie, ponosi winę za wyższą akcyzę. Sprawdzam w Wikipedii, cóż to ta 'derogacja', i czytam: 'derogacja (łac.derogatio z derogare 'zabrać; uchylić; zob. de-; rogare) to wyłączenie państwa członkowskiego UE z obowiązku wypełniania części zobowiązań płynących ze stosowania prawa wspólnotowego'. Okazuje się, że owa derogacja, czyli okres przejściowy, na który Unia pozwoliła nam trzymać niższe ceny 'ropy' , kończy się po prostu definitywnie.
Gdy wstępowaliśmy do UE w 2004 roku, poziom minimalny akcyzy na olej napędowy dla Polski ? zgodnie ze specjalną dyrektywą energetyczną ? ustalono przejściowo na 245 euro (za 1000 litrów oleju), od 1 stycznia 2010 r. na 302 euro, a od stycznia nadchodzącego roku ? na 330 euro (przy okazji, kto i jak wymyśla te stawki?). Kiedy Polska nie była jeszcze w Unii, nie musiała dostosowywać wysokości akcyzy na paliwa do unijnych dyrektyw, które regulują jej minimalną wysokość. W 1997 roku litr benzyny bezołowiowej kosztował... 1,54 zł, VAT procentowo był taki sam (22 proc.), a akcyza wynosiła zaledwie 0,66 zł na litrze. Czy to oznacza, że postuluję wyjście z UE? Wcale nie. Na kryzys wpływ mamy, szczerze mówiąc, umiarkowany. Ale na przedłużenie rzeczonej derogacji mieć winniśmy, tym bardziej że Donald Tusk prezentuje linię Polski aktywnej w Unii i zwycięskiej. Skoro Unię mamy aktywnie ratować, to miejmy coś z tego. Nie jak Sobieski, co spod Wiednia po zwycięskiej bitwie z glorią tylko i dwoma namiotami wielkiego wezyra się wycofał.
Trzeci i ostatni trop do winnych rosnących cen prowadzi do... naszego banku centralnego, który odpowiada za stabilność złotego. Mocniejsza waluta rodzima to niższa stawka przeliczeniowa akcyzy z euro. Państwo, co jesteście władzą, moglibyście zrobić coś także dla mnie, dla nas, pasjonatów silnika diesla. Wybaczając przy tym, że całe lata płaciliśmy za paliwo tak niewiele. Ja, dieslowiec i inne mi pokrewne dusze lubiące te solidne auta, nie chcemy ich zamienić np. na kolejowe dojazdy. Przynajmniej, dopóki kolej nie zostanie już zmodernizowana z naszych pieniędzy akcyzowych, bo na nią podobno mają one pójść.
Nie chcę zamieniać diesla na kolej
Dodano: / Zmieniono:
Będąc szczęśliwym, jak dotąd, posiadaczem solidnego auta z silnikiem diesla zainteresowałem się, oczywiście, dlaczego odpowiednie resorty postanowiły zarówno mnie, jak i mi podobnych posiadaczy tego rodzaju samochodów pognębić. Tropy w poszukiwaniu winnego tego stanu rzeczy nie prowadzą jednak do rządowych ław. Nie przede wszystkim tam pisze Robert Azembski, redaktor „Bloomberg Businessweek Polska”.