Tobinem po kieszeni

Tobinem po kieszeni

Dodano:   /  Zmieniono: 
Robert Azembski, redaktor „Bloomberg Businessweek Polska” Archiwum
Wprowadzenie w Polsce podatku od transakcji finansowych osłabi nasze instytucje finansowe i uderzy nas wszystkich po kieszeni uważa Robert Azembski, redaktor „Bloomberg Businessweek Polska”.
Jaskółki z Brukseli donoszą, że Komisja Europejska dojrzewa do wprowadzenia podatku od transakcji finansowych, popularnie zwanego podatkiem Tobina. Nazwa pochodzi od nazwiska amerykańskiego laureata Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii Jamesa Tobina, który jeszcze w latach 70. zeszłego wieku zaproponował opodatkowanie spekulacji walutowych i przeznaczenie zysków z tej daniny na wyrównywanie różnic społecznych.

Podatkiem Tobina miałyby być w UE obciążone transakcje kupna i sprzedaży na rynku finansowym i kapitałowym dokonywane przez europejskie instytucje finansowe: banki, ubezpieczalnie, fundusze emerytalne itd. Wysokość daniny uzależniona byłaby od rodzaju instrumentu finansowego, np. od akcji i obligacji wynosiłaby ona 0,1 proc. wartości transakcji, a od instrumentów pochodnych ? 0,01 proc. To jednak tylko stawki minimalne. Czy podatek wejdzie w życie, kiedy, w jakich krajach i w jakim wymiarze, pokaże oczywiście życie.

Sprawa budzi coraz więcej emocji. Komisja uważa, że podatek należy się niemal jak psu buda, ponieważ to właśnie sektor finansowy ponosi znaczną odpowiedzialność za kryzys finansowy i teraz powinien zacząć za to płacić. Lewica w krajach zachodnioeuropejskich od wielu miesięcy gromi 'pazerne banki', nawołując do ograniczenia rynkowych spekulacji. Sposobem mógłby być właśnie podatek Tobina. Francja i jej sojusznicy w UE (przede wszystkim Niemcy i Włochy) są na razie podzieleni co do tego, jak pomysł wprowadzić w życie, i dlatego sprawa nowej daniny jest tak długo maglowana. Wielka Brytania nie chce, by Tobin obowiązywał we wszystkich 27 krajach UE. W ilu zatem miałby być wprowadzony? Brytyjczycy gotowi są o tym dyskutować.

Dla nas kluczowe jest pytanie, czy podatek ma obowiązywać także w Polsce? Teoretycznie jesteśmy zobligowani do solidaryzmu z Unią Europejską. Również w tej kwestii. Jeśli wszyscy ? albo większość państw członkowskich ? wprowadzą taką daninę, dlaczego i my nie mielibyśmy tego zrobić? W Polsce nie brakuje zwolenników przywalenia bankom. Są także w prominentnych gremiach decydenckich. Przeciwny jest, rzecz jasna, Związek Banków Polskich. Organizacja racjonalnie argumentuje, że czas kryzysu jest najmniej szczęśliwym momentem na obłożenie banków nowym podatkiem. I tak ponoszą one spore ciężary: muszą podnosić swoje kapitały, składać się na Bankowy Fundusz Gwarancyjny i ponosić koszty nadzoru finansowego. Podobnego zdania jest nasza Komisja Nadzoru Finansowego, która uważa, że podatek zmniejszy rentowność sektora bankowego, a przecież to zysk jest głównym źródłem zwiększania przez banki kapitałów własnych. Ich podnoszenie jest w kryzysowych czasach konieczne. Trudno się z nimi nie zgodzić. Nie warto osłabiać banków.

Wiem doskonale z doświadczenia, że ewentualne wprowadzenie Tobina najbardziej odczują drobni klienci. To oni bowiem będą płacić więcej za bankowe usługi. Same instytucje finansowe zawsze znajdą sposób na obejście tego mechanizmu. Danina uderzy również w przyszłych emerytów. Oznaczać będzie bowiem niższe stopy zwrotu otwartych funduszy emerytalnych. Koszt podatku sfinansują więc przyszli emeryci, czyli my. A mniej pieniędzy w kieszeniach ludzi, to niższa konsumpcja i słabszy rozwój gospodarczy.