Jak zapowiadał Tanajno we wpisach na Facebooku, czwartkowa demonstracja była głosem sprzeciwu „przeciwko bezczynności władz prowadzącej do bezrobocia, obniżek pensji i bankructw firm”. „Absencja w Warszawie oznacza zgodę na dyktaturę Jarosława Kaczyńskiego” – podkreślał organizator. „Nieobecni nie mają głosu, ich głos zabiera im Kaczyński. Od waszej odwagi, determinacji i obecności zależy przyszłość Polski” – dodawał.
Apel spotkał się z odzewem i zgromadził na Rondzie Dmowskiego w Warszawie grupę protestujących. Część z tych osób protestowała z wnętrza samochodów, dlatego na miejsce przyjechała policja, by udrożnić ruch. Część demonstrantów przeszła pieszo przed budynek Sejmu, by tam odśpiewać hymn i skandować hasła krytyczne dla polityków.
Bez maseczek i wymaganej odległości
Jak zwrócili uwagę reporterzy RMF FM, wielu z protestujących nie miało zasłoniętych ust i nosa. Policja informowała, że zostaną wylegitymowani na podstawie przepisów prawa, w związku z epidemią trwającą w Polsce. Biznesmen z branży rozrywkowej przekazał słuchaczom radia, że jego dziedziny nie obejmuje go w ogóle tarcza antykryzysowa. Dodawał, że „nie może pracować” i „nie ma pieniędzy na chleb”. Inni uczestnicy demonstracji w rozmowie z dziennikarzami zaznaczali, że rządowa pomoc jest fikcją.
Wieczorem, protestujący przedsiębiorcy, eskortowani przez policję, przeszli naprzeciwko Kancelarii Premiera. Rozbili namioty, rozkładali się na ławkach i zapowiadali, że będą nocować. Jeden z nich powiedział na nagraniu zamieszczonym na facebookowym wydarzeniu "Protest przedsiębiorców", że "atmosfera jest podobna do tej na Woodstocku".
Czytaj też:
Galerie handlowe ponownie otwarte. Co z mierzeniem odzieży i testowaniem kosmetyków?Czytaj też:
„Ten absurd to dzieło polskiej opozycji”. Kaleta przedstawia swój wyborczy scenariuszCzytaj też:
Zaległości polskich firm to już ponad 33,2 mld zł. Wzrosty w rolnictwie i transporcie