O sprawie donosi „Dziennik Gazeta Prawna”. Periodyk cytuje Tomasza Napiórkowskiego (który w rozmowie zapowiadającej „bunt” siłowni szacował dla Wprost.pl, że otworzy się 60 proc. siłowni), szefa i założyciela Polskiej Federacji Fitness: – Na razie nie da się porównać popytu z zainteresowaniem sprzed pandemii, ale jedno już wiemy – na pewno strach klientów jest mniejszy niż w czerwcu.
Siłownie to kluby sportowe dla zawodników
Na jakiej zasadzie otwierają się siłownie i kluby fitness? Dokładnie na takiej, jak zapowiadali przedstawiciele zrzeszającej je organizacji. Ćwiczącym wydawane są licencje związków sportowych (przoduje Polski Związek Przeciągania Liny, ale i inne). Koszt takiej licencji to 10-40 zł. Z kolei koszt wejścia do siłowni pozostaje na przedpandemicznym poziomie.
Jak pisze „Dziennik Gazeta Prawna” najszybciej otworzyły się siłownie, które nie dostały wsparcia państwowego. Niektóre jeszcze w grudniu 2020 roku, inne w styczniu 2021 roku. Choć klientów początkowo było bardzo mało, ich liczba zaczęła rosnąć.
Kontrole są, ale bez kar
Co z kontrolami sanepidu? Są, ale kary nie są wymierzane. Choć zdarza się, że kontrole są drobiazgowe i długie. Na otwarcie nie zdecydowało się wiele siłowni sieciowych oraz te, których właściciele obawiają się utraty pomocy państwowej, jak podsumowuje „DGP”. Otwieranie siłowni to jedno, ale branża zapowiada także walkę o odszkodowania. Starty szacuje na 4,5 mld zł.
Czytaj też:
Pierwsze pozwy za lockdown. Właściciel siłowni walczy o blisko pół miliona złotych