Jan Śpiewak odpowiada Jerzemu Wysockiemu. „Deweloperka opłaca się w Polsce niemal jak handel narkotykami”

Jan Śpiewak odpowiada Jerzemu Wysockiemu. „Deweloperka opłaca się w Polsce niemal jak handel narkotykami”

Jan Śpiewak
Jan Śpiewak Źródło: Newspix.pl / GRZEGORZ KRZYZEWSKI / FOTONEWS
„Patodeweloperka to nie upodobanie deweloperów, tylko oferta dla mniej zamożnych klientów, których na nic lepszego nie stać” – napisał we „Wprost” Jerzy Wysocki. Odpowiada mu Jan Śpiewak, socjolog i działacz społeczny: – Wysocki wierzy, że wyroki wolnego rynku są zawsze słuszne. Moralne jest to, co przynosi zysk. To smutny obraz świata bez żadnych wartości. Świata, który wynosi egoizm i chciwość na piedestał.

„Patodeweloperka to jedynie odpowiedź wolnego rynku na ludzkie potrzeby” – brzmi mantra powtarzana przez gospodarczych liberałów. To najlepiej pokazuje, że rynek nie jest żadnym rozwiązaniem problemów mieszkaniowych, ale ich źródłem.

Wzrost cen nieruchomości robi wrażenie. Jest źródłem zadowolenia garstki inwestorów i źródłem rozpaczy milionów. W ciągu roku w największych miastach w Polsce ceny urosły o kilkanaście procent.

Większość mieszkań kupowanych jest jako lokata kapitału. Na nowych osiedlach w wielu mieszkaniach nigdy nie palą się światła. Wysoka inflacja i niskie podatki kapitałowe zachęcają do trzymania pieniędzy w nieruchomościach. Ci, którzy chcą kupić lokal na własne potrzeby, są zmuszeni do szukania coraz mniejszych mieszkań w coraz gorszych lokalizacjach.

Nowe osiedla budowane są nie tylko bez szkół i dostępu do transportu publicznego, ale często nawet bez chodników i kanalizacji. Mimo tego dramatycznego spadku jakości polskiego budownictwa ogromna rzesza młodych ludzi nie ma szansy na własne M. Wybierają emigrację, albo życie z rodzicami.

Przekłada się to na fatalną sytuację demograficzną – obecnie najgorszą od końca II wojny światowej. Wszystko to odbywa się w warunkach radykalnej deregulacji przepisów w zakresie planowania przestrzennego i prawa budowlanego. W Polsce można budować niemal wszystko wszędzie. W miastach wyrastają nowe budynki tuż przed oknami ludzi.

Urbaniści szacują, że samorządy przeznaczyły na zabudowę mieszkaniową tereny, na których mogłyby powstać mieszkania dla kilkudziesięciu milionów nowych mieszkańców!

Już dzisiaj koszty chaosu przestrzennego szacuje się na 84 miliardy złotych rocznie. To przede wszystkim koszta rozdętej infrastruktury i coraz dłuższych dojazdów. Dla porównania budżet całego Narodowego Funduszu Zdrowia to nieco ponad sto miliardów.

Te koszty generowane są przez patodeweloperkę. Wszystko w ramach naczelnej zasady, która rządzi naszym dzikim kapitalizmem: zyski sprywatyzować i koszta uspołecznić.

W Polsce deweloper – najlepiej dogadany z lokalną władzą – może absolutnie wszystko. Lokalne społeczności nie mogą nic. Wszyscy składamy się na horrendalne marże branży deweloperskiej, które dzisiaj oficjalnie wynoszą 30 proc. Prawdopodobnie te marże są jeszcze wyższe niż te raportowane.

Deweloperka opłaca się w Polsce niemal jak handel narkotykami. Nic dziwnego, że są w niej tak aktywne grupy przestępcze i środowiska związane z polskimi służbami.

Dlatego w osłupienie wprawił mnie tekst Jerzego Wysockiego na łamach „Wprost”, w którym bronił obecnego stanu rzeczy, korzystając z arsenału argumentów gospodarczych liberałów.

Wysocki broni zachowania deweloperów, którzy budują mieszkania małe, źle zaprojektowane i ze złych materiałów.

„Dlaczego mieliby dobrowolnie z tych zysków rezygnować, chociażby obniżając marżę, czyli swój zarobek?”. Deweloperzy to podmioty prywatne, które zobowiązane są jedynie do realizowania zysku dla akcjonariuszy. I tylko w ten sposób możemy oceniać ich zachowanie. Gdyby zachowywali się inaczej, groziłaby im kara do nawet pięciu lat więzienia za działanie na rzecz szkody majątkowej spółki. Zarzuty wobec patodeweloperki może i są słuszne, ale przecież to tylko odpowiedź na potrzeby rynku: „Patodeweloperka to nie upodobanie deweloperów, tylko oferta dla mniej zamożnych klientów, których na nic lepszego nie stać”.

Czytaj też:
Wysocki: Muszę stanąć w obronie „patodeweloperów”. Dlaczego mają rezygnować z zysków?

Biedni – a właściwie nie bogaci – w wizji Jerzego Wysockiego nie zasługują na nic lepszego niż życie we współczesnych czworakach.

Zdaniem Wysockiego polityka mieszkaniowa państwa powinna ograniczać się jedynie do tworzenia norm prawnych. Powtarza tutaj niechcący słowa Bronisława Komorowskiego, który na pytanie, co ma zrobić młoda dziewczyna, której nie stać z pensji na kupno mieszkania, odpowiedział że ma wziąć kredyt i zmienić pracę.

Złota rada, która zdradza absolutną bezradność liberałów wobec problemów, które sami stworzyli.

Państwo oddało całkowicie politykę mieszkaniową w ręce deweloperów. Patologia mieszkaniowa dookoła nas to właśnie efekt tak daleko idącej deregulacji. Wysocki kończy swój tekst zdaniem: „Nie liczcie na kolejne projekty rządowe. Mają taki sens, jak książeczki mieszkaniowe za czasów PRL”.

Dzięki książeczkom mieszkaniowym miliony ludzi po oczywiście długich latach oczekiwania mogły liczyć na mieszkanie. Można mówić, że budownictwo w PRL-u było dalekie od ideału, panowało ogromne przeludnienie, ale biedny PRL budował więcej mieszkań niż bogata III RP.

Czytaj też:
Zboralski: Jak się rozbijać McLarenem za 1,6 mln zł, czyli „proszę, mogę go wyprzedzić, Madzia?”

Większość mieszkań, którzy Polacy mają na własność, powstała między 1945 a 1989 rokiem. Nikomu nie przyszłoby do głowy budować wówczas 2,5 metrowych mikrokawalerek, czy całych osiedli bez dostępu do infrastruktury społecznej.

Dzisiaj większość Polskich rodzin nie ma nawet zdolności kredytowej. Odłożenie na wkład własny, przy tak wysokich cenach najmu i galopującym wzroście cen nieruchomości, nawet dla ludzi zarabiających dużo więcej niż średnia krajowa okazuje się niemożliwością.

Jerzy Wysocki wierzy, że wyroki wolnego rynku są zawsze słuszne. Moralne jest to, co przynosi zysk. To smutny obraz świata bez żadnych wartości. Świata, który wynosi egoizm i chciwość na piedestał. Taki skrajny indywidualizm rozsadza nasze państwo i nasze społeczeństwo od 1989 roku. Jest źródłem większości naszych problemów.

Polska już raz upadła przez „złotą wolność szlachecką”. Dzisiaj może upaść przez „złotą wolność gospodarczą”, czyli w praktyce oddanie państwa i społeczeństwa na pastwę zasad niczym nieskrępowanego wolnego rynku. Na tym rynku zawsze wygrywają silniejsi i bardziej ustosunkowani.

Jeśli dalej będziemy podążać drogą wskazaną przez gospodarczych liberałów sytuacja na rynku mieszkaniowym będzie coraz gorsza. Najwyższy czas na ściągnięcie uzdy deweloperom.

Musimy pilnie wprowadzić nowe regulacje w prawie budowlanym i planistycznym. Czas na wprowadzenie nowych wysokich podatków, które uderzą w spekulację na mieszkaniach i będą przeciwdziałać dalszemu wzrostowi cen.

Czytaj też:
Nowak u Terlikowskiego. „Rozmowa o Bogu i sile wyższej, a może o wychodzeniu z alkoholizmu”

Jedyne z czym mogę się zgodzić z Jerzym Wysockim, to wtedy gdy mówi, żebyśmy nie liczyli na kolejne projekty rządowe. Rzeczywiście państwo i kolejne rządy po 1989 roku stały się wspólnikiem tego patologicznego biznesu, roztaczając nad nim parasol ochronny i wręczając deweloperom coraz to nowe prezenty.

Poprawa sytuacji na rynku mieszkaniowym wymaga też głębokiej zmiany w sposobie myślenia politycznych elit. Na to faktycznie na razie się nie zanosi.

Źródło: Wprost