Polska fabryka broni była na skraju przepaści. Dziś biznes kwitnie

Polska fabryka broni była na skraju przepaści. Dziś biznes kwitnie

Łucznik
Łucznik Źródło: Łucznik
Markę „Łucznik” większość Polaków kojarzy raczej z maszyn do szycia i do pisania. Tymczasem na świecie radomskie zakłady kojarzone są głównie z bronią. I to niezłą, bo chociaż firma stała na krawędzi przepaści, dziś radzi sobie bardzo dobrze.

Historia radomskiego „Łucznika” zaczyna się od deficytu. Granice Polski, odzyskane po 1918 roku są kruche i niestabilne. Żeby je utrzymać, potrzebna jest porządna, regularna armia, uzbrojona w coś, co strzela. Najlepiej byłoby, gdyby strzelało celnie, daleko, a amunicją mogli się wymieniać poszczególni żołnierze.

Broń polskie wojsko miało. Problem polegał na tym, że składało się ono z żołnierzy, którzy służyli wcześniej w różnych innych armiach, np. austro-węgierskiej, Legionach Piłsudskiego, czy niemieckiej. Broń, którą mieli, także była różna i miała różne kalibry. Dlatego na początku niepodległej Polski rodzimych żołnierzy widywało się z niemieckimi „Mauserami”, austriackimi „Mannlicherami”, rosyjskimi „Mosinami”, francuskimi „Lebelami” i brytyjskimi „Enfieldami”.

Choć sytuacja gospodarcza kraju nie wyglądała wcale najlepiej, w 1922 roku podjęto ważną decyzję. Nie będzie importu broni, a za uzbrojenie polskich żołnierzy będzie odpowiadać odbudowany rodzimy przemysł.

Fabryka w Radomiu

W 1922 roku Ministerstwo Spraw Wojskowych powołało specjalną komisję, która miała ustalić lokalizacji nowej fabryki broni. Jej członkowie uznali, że najlepszym miejscem będzie Radom.

„Miasto charakteryzowało się doskonałymi połączeniami komunikacyjnymi, dysponowało elektrownią, działały tutaj duże warsztaty kolejowe, kilka prywatnych zakładów metalowych i odlewniczych, a także liczne warsztaty rzemieślnicze branży metalowej. Znaczący był też fakt istnienia tutaj szkół zawodowych, mogących kształcić kadry dla przemysłu. Uwaga członków komisji skupiła się szybko na folwarku »Mariackie«, leżącym w południowo-zachodniej części miasta, a znajdującym się w dyspozycji Skarbu Państwa” – pisze radomski historyk, dr Sebastian Piątkowski.

Cztery lata później Państwowa Wytwórnia Broni w Radomiu rozpoczęła pracę. W fabryce było wtedy 900 maszyn, które pochodziły przede wszystkim z przejętej przez państwo fabryki „Herman Knoppe Werke” w Gdańsku, gdzie produkowano wcześniej niemieckie karabiny „Mauser” wz. 98. Maszyny obsługiwało 800 pracowników.

Legendarny pistolet

Na początku lat 30., gdy fabryka pracowała już na pełnych obrotach, a polska armia zbroiła się w produkowane tam karabiny, w zakładach „Łucznik” rozpoczęto pracę nad jednym z najważniejszych jej wyrobów.

Chodzi o pistolet „Vis”, zaprojektowany przez Piotra Wilniewczyca i Jana Skrzypińskiego, w oparciu o niemniej udany amerykański pistolet „Colt” M1911. Broń uznawana była przez wielu ekspertów za wyjątkowo celną i niezawodną. Wkrótce też zapadła decyzja o tym, że „Vis” stanie się podstawową bronią osobistą polskich oficerów.

„Ogólny wkład Fabryki Broni w Radomiu w uzbrojenie Wojska Polskiego w okresie międzywojennym jest imponujący. Jak wyliczył Wojciech Nalberski, należy szacować go na ok. 470 tys. sztuk karabinów i karabinków »Mauser« oraz ponad 30 tys. sztuk pistoletów »Vis«, doliczając do tego również produkcję dodatkową: bagnety, ładownice, pasy, wyciory, pistolety na naboje gazowe itd. Warto również przypomnieć, że w Radomiu przygotowano także eksperymentalne serie uzbrojenia opracowywanego przez polskich konstruktorów, które jednak nie weszło nigdy do masowej produkcji – karabinu ciśnieniowego, »karabinka Budzyńskiego«, czy też »karabinka Kuczyńskiego«” – pisze dr Piątkowski.

Rowery „Łucznik”

Krótko przed rozpoczęciem produkcji pistoletów „Vis” radomskie zakłady rozpoczęły produkcję innego flagowego produktu. Tym razem nie chodziło o broń, a o rower.

Jednoślady wytworzone w radomskiej fabryce broni były pierwszymi polskimi rowerami, produkowanymi na masową skalę. W sezonie zakład wytwarzał do 5000 rowerów miesięcznie, podczas gdy pozostałe wytwórnie prywatne osiągały do 6.000 szt. rocznie.

Rowery z Radomia reklamowano jako „Polski rower na polskie drogi” i zachęcano do „zwiedzania Polski na polskim rowerze”.

Rowery

W szczytowym okresie radomska fabryka produkowała 13 różnych modeli, w tym turystyczne i wyścigowe. Choć rower dziś nie kojarzy się z armią, w latach 30. jeden z modeli wytwarzanych przez „Łucznika” był przeznaczony specjalnie dla wojska.

Części dla Wermachtu

Po wybuchu II wojny światowej fabryka w Radomiu stanęła. Najpierw została zbombardowana, a później doszczętnie splądrowana. Gdy Niemcy weszli na jej teren, była praktycznie kupą gruzów.

Przestój nie trwał jednak długo. Okupanci błyskawicznie wznowili produkcję części do karabinów „Mauser”, wykorzystywanych przez Wermacht, oraz pistoletów „Vis”, które wyjątkowo spodobały się niemieckiej armii.

Ze względów bezpieczeństwa w Radomiu produkowano komplety części, ale bez luf. Gotowa broń była montowana w niemieckiej fabryce Steyr-Daimler-Puch.

Mimo to, pracownicy fabryki i tak wynosili z niej części, z których – już w warunkach konspiracyjnych – produkowano broń dla ruchu oporu. Z tego właśni powodu w 1942 roku 25 pracowników „Łucznika” zostało rozstrzelanych.

Tetetka i pepesza

Gdy II wojna światowa miała się ku końcowi, radomska fabryka znów została splądrowana. Tym razem jednak nie przez przypadkowych szabrowników, a przez niemiecką armię. Wszystkie materiały i maszyny wywieziono do Niemiec.

Park maszynowy zaczęto odnawiać po przejęciu Radomia przez Armię Czerwoną. Początkowo urządzenia konfiskowano i przenoszono do fabryki z niewielkich, przydomowych warsztatów. Część pozyskano także z fabryki amunicji w Skarżysku Kamiennej. Później do Radomia zaczęły trafiać maszyny z przejętych przez Sowietów niemieckich fabryk.

Radomska fabryka uznawana była za jeden z kluczowych elementów polskiego przemysłu. Już w 1946 roku zakład produkował radziecki pistolet TT, oraz pistolet maszynowy PPSZ, zwany popularnie „pepeszą”.

Plan 6-letni

Okres największego rozwoju radomskich zakładów rozpoczął się w 1950 roku, kiedy to Polska zaczęła realizować Plan 6-letni. Plan miał zwiększyć industrializację kraju na wzór Związku Radzieckiego i zwiększyć produkcję przemysłową o 85-proc. Właśnie wtedy podjęta została decyzja o rozbudowie „Łucznika”. Wtedy też zmieniono nazwę fabryki na Zakłady Metalowe im. Generała Waltera w Radomiu.

W latach 50. i 60. zakłady w Radomiu produkowały przede wszystkim broń sowiecką, czyli karabiny Mosin i pistolety maszynowe PPS. W 1957 roku magazyny fabryki opuściły pierwsze egzemplarze legendarnego karabinu AK-47, zaprojektowanego przez Michaiła Kałasznikowa.

Radomski „Walter” nadal pracował jednak nad własnymi konstrukcjami. Wiele z nich nie weszło do produkcji seryjnej, ale niektóre okazały się sukcesem. Przykładem może być pistolet P-64, który szybko zaczął wypierać wysłużoną „tetetkę” w formacjach milicji.

Eksport kluczy

Jednak marka „Łucznik” to nie tylko broń. W latach 60. znacznie zwiększyła się produkcja na rynek cywilny. Od 1957 roku w Radomiu zaczęto produkować maszyny do szycia. Powstawały tam modele przemysłowe, ale największą karierę zrobiły niewielkie, lekkie maszyny, używane w domach.

Maszyna Łucznik

„Przejawem docenienia kompetencji pracowników »Waltera« stało się powołanie do życia w 1960 r. Branżowego Ośrodka Konstrukcji Maszyn do Szycia w Radomiu. Wkrótce radomski »Łucznik« stał się jednym z największych producentów maszyn do szycia w świecie. 1969 r. roczna wartość ich produkcji przekraczała 560 mln zł, z czego 520 mln zł przynosiła sprzedaż maszyn domowych. We wspomnianym roku okazało się, że w ciągu dwóch minionych dekad zakład wyprodukował 2 mln maszyn, blisko połowa trafiła poza granice kraju” – pisze dr Piątkowski.

Pod marką „Łucznik” produkowano i eksportowano także klucze, kłódki, części samochodowe, czy automaty spawalnicze. Sprzedawano je m.in. do Turcji, Rumunii, Bułgarii i Egiptu.

Rynek pracownika

W drugiej połowie lat 60. w radomskiej fabryce pracowało niemal 10 tys. pracowników. Przy zakładzie uruchomiono zasadniczą szkołę zawodową. „Walter” cierpiał jednak na niedobór kadry inżynierskiej.

Aby przyciągnąć pracowników, firma nawiązywała liczne współprace z uczelniami technicznymi. Sama starała się dbać o swoją załogę w najlepszy, jak na tamte czasy, sposób.

„Jednym z »magnesów« mających związać członków załogi z miejscem zatrudnienia była też – wpisywana silnie w politykę władz państwowych i partyjnych – opieka socjalna roztaczana przez dyrekcję zakładu nad pracownikami. Starano się zdobywać dla nich jak największą ilość mieszkań, rozwijano żłobki i przedszkola, organizowano kolonie i wczasy pracownicze, przystępując też od pewnego momentu do budowy własnej bazy wypoczynkowej” – pisze dr Piątkowski.

Upadek „Łucznika”

Od początku lat 70. zakłady „Waltera” były rozbudowywane i unowocześniane. Słynęły przede wszystkim z produkcji karabinków AK, maszyn do pisania, oraz maszyn do szycia. Ten ostatni element w przedostatniej dekadzie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej rozwinął się szczególnie, dzięki zawarciu kontraktu z amerykańską firmą „Singer”. Maszyny produkowane w Radomiu na licencji „Singera” miały być przeznaczone przede wszystkim na eksport na Zachód. Do krajów bloku wschodniego i na rodzimy rynek produkowano maszyny marki „Łucznik”.

W 1976 roku, po zapowiedzi radykalnych podwyżek cen żywności, kobiety pracujące w radomskiej fabryce nie przyszły do pracy na pierwszą zmianę. Wkrótce strajk objął cały zakład. Podczas protestów spłonął jeden z budynków. W ramach represji pracę straciło prawie 1 tys. osób. Był to początek upadku zakładu.

Podczas kryzysu początku lat 80. z „Waltera” odchodziło coraz więcej pracowników. Kadra zarządzająca nie była w stanie zapełnić wakatów.

„Coraz częściej notowane były przypadki porzucania pracy, czemu towarzyszyło przechodzenie nawet bardzo doświadczonych pracowników do prywatnych zakładów rzemieślniczych i innych firm. Powodem tego były stosunkowo niskie wynagrodzenia. Zjawiska te – w połączeniu z przechodzeniem na emerytury najstarszych członków załogi – sprawiały, iż zakład zaczął odczuwać coraz poważniej niedobór rąk do pracy. Przykładowo, w 1983 r. jego mury opuściło w różnych okolicznościach ponad 1,2 tys. pracowników, podczas gdy liczba nowozatrudnionych wyniosła niespełna 1 tys. osób. Problemu tego nie udało się przezwyciężyć – jeszcze w 1988 r. na chętnych oczekiwało blisko 400 wolnych stanowisk, których nie można było jednak obsadzić” – pisze dr Piątkowski.

Czytaj też:
Wyposażone w „Kindżały” rosyjskie odrzutowce przy granicy z Polską. Będą pełnić całodobowy dyżur

Na skraju katastrofy

Pierwsza dekada po transformacji ustrojowej była dla radomskich zakładów wyjątkowo trudna. Firma, ponownie przemianowana na "Zakłady Metalowe Łucznik", jak wiele innych państwowych przedsiębiorstw, nie była w stanie funkcjonować w realiach gospodarki rynkowej.

Z powodu ciężkich warunków ekonomicznych spadł popyt na maszyny do szycia i maszyny do pisania. Zredukowano też kontrakty na broń dla polskich służb, bo ta produkowana w Radomiu była już przestarzała i nie wspierała standardów NATO.

Pod koniec lat 90. zadłużenie radomskiego zakładu przekraczało 160 mln złotych. W 1999 roku Sejm przyjął specjalną ustawę, na mocy której „Łucznik” został zrestrukturyzowany. Spółkę podzielono na dwie części – wojskową i cywilną.

30 czerwca 2000 r. ZM Łucznik i Agencja Rozwoju Przemysłu zawiązały spółkę Fabryka Broni „Łucznik” – Radom. Kilka miesięcy później Zakłady Metalowe „Łucznik” ogłosiły upadłość. Marka, pod którą produkowano sprzęt na rynek cywilny, została przejęta przez prywatnego inwestora i do dziś produkuje m.in. maszyny do szycia.

Z kolei radomska wytwórnia broni rozpoczęła nowy rozdział.

Odbudowa

Dzięki restrukturyzacji, zakłady produkujące broń w Radomiu w nowy wiek weszły w zasadzie z czystym kontem. Spółka weszła w skład holdingu Bumar, a następnie Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

W pierwszej dekadzie XXI wieku w Radomiu rozpoczęto produkcję karabinków „Beryl”. Broni, nawet jak na owe czasy, już nieco przestarzałej, bo stworzonej na bazie zaprojektowano przez Michaiła Kałasznikowa karabinka AKM. Mimo to, nowe karabinki były polskiej armii bardzo potrzebne, w związku z wejściem w struktury NATO i koniecznością dostosowania się m.in. do nowego typu amunicji.

Na „Berylach” jednak nie poprzestano. Od 2003 roku radomski „Łucznik”, wraz z Wojskową Akademią Techniczną, pracował nad koncepcją nowej broni strzeleckiej, opartej na nowoczesnych założeniach, i pozwalającej ostatecznie wyeliminować z polskiej armii „Kałasznikowa made in Poland”.

W 2012 roku po raz pierwszy zaprezentowano publicznie działający prototyp broni kbk Radon, znanego dzisiaj jako Modułowy System Broni Strzeleckiej „Grot”. W 2017 roku podpisano umowę na dostawę 53 tys. „Grotów” dla polskiej armii.

Równolegle w radomskiej fabryce trwa produkcja broni krótkiej. Zakład produkuje pistolet P-99, na licencji firmy „Walther”, wykorzystywany m.in. przez polską policję. Niedawno do produkcji wszedł pistolet Vis-100, który jest następcą legendarnej przedwojennej broni. Zresztą, „Visy” będące replikami tych przedwojennych, jako egzemplarze na rynek cywilny, cały czas w Radomiu powstają.

„Łucznik” zarabia

Nowoczesne produkty w portfolio i liczne kontrakty dla polskiego wojska sprawiły, że radomski „Łucznik” finansowo stanął na nogi. W 2013 roku spółka odnotowała 2 mln złotych dochodu przy przychodzie wynoszącym 56 milionów.

W 2020 roku radomska spółka zanotowała prawie 12 mln zł zysku netto (przy przychodach ze sprzedaży 134 mln zł).

Nowe produkty „Łucznika” zainteresowały też odbiorców broni na świecie. W odpowiedzi na rosnący popyt wybudowano za ponad 100 mln zł nowoczesny zakład produkcji. Fabryka założyła też spółkę w USA, która stała się przyczółkiem sprzedaży polskiej broni na amerykańskim rynku cywilnym. Dodajmy – ogromnym.

Czytaj też:
Ukraina wzmocniona o kolejne polskie czołgi PT-91. Znamy ich zalety

Nauka to polska specjalność
Rok Ignacego Łukasiewicza

Przeczytaj inne artykuły poświęcone polskiej nauce