Żarty się skończyły. Bohater memów o „panu Areczku” idzie do sądu

Żarty się skończyły. Bohater memów o „panu Areczku” idzie do sądu

Stanisław Derehajło
Stanisław Derehajło Źródło:X
Stanisław Derehajło nie prosił, by jego twarz znalazła się w internetowych memach. Tak się jednak stało, a pojawiających się obrazków nie dało się powstrzymać. Pan Stanisław, samorządowiec z Podlasia, zaakceptował ten fakt, ale miarka się przebrała, gdy ktoś postanowił zarobić na jego wizerunku.

Ktoś kiedyś uznał, że Stanisław Derehajło, wieloletni samorządowiec z Bociek, późniejszy wicemarszałek województwa podlaskiego, jest idealnym uosobieniem szefa-cwaniaka, określanym w internecie mianem „Janusza” (a kierowana przez niego firma to „januszex” – pensje pod stołem, żadnych szkoleń, bezpłatne godziny).

Derehajło wykazywał się duża cierpliwością

Nie zapytano samorządowca, czy godzi się użyczyć swojej twarzy internetowym żartownisiom. Twarz pana Stanisława pojawiła się w setkach memów, którym często towarzyszyło hasło „panie Areczku”. Ów Areczek to zbiorcze określenie pracownika – poniżanego, traktowanego z góry.

Już po tym, jak rozpoczęła się nieplanowana internetowa kariera samorządowca z Podlasia, dziennikarze podpytywali go, jaki ma stosunek do niewybrednych często żartów ze swoim udziałem. Okazało się, że ma do tego duży dystans. Miał jednak zastrzeżenia.

– Ktoś kto stworzył te memy, wyśmiewa się z osób, które mają nadprogramowe kilogramy. Mi to osobiście nie przeszkadza, mam dystans do swojego wyglądu. Zdaję sobie sprawę, że jestem osobą nietuzinkową, obszerną postacią. Ale dlaczego osoby grubsze mają być wyśmiewane i dyskryminowane publicznie? – pytał retorycznie w rozmowie z „Gazetą Współczesną”.

Żartem dodał, że „tyle dobrego, że twórcy obrazków wybrali ładne zdjęcia”. – Akurat na tych podobam się sobie. Chociaż jeszcze nie mam brody – dodał.

facebook

Bohater memów zapowiedział kroki prawne

Cierpliwość pana Stanisława ma jednak swoje granice. Miarka przebrała się, gdy jakiś nieznany z nazwiska przedsiębiorca postanowił zarobić na twarzy samorządowca. I to dosłownie. Na nadmorskich straganach można kupić magnesy z twarzą Derehajły i jakąś (w zamyśle) żartobliwą odzywką skierowaną do pracownika. Problem w tym, że nikt nie zapytał samorządowca, czy zgadza się na użyczenie swojego wizerunku.

— Rozmawiałem z prawnikami i zaczniemy kroki prawne przeciwko producentowi tych magnesów w związku z kradzieżą mego wizerunku. Ktoś przekroczył pewne normy i zarabia na moim wizerunku. Ja się na to nie godzę – poinformował Stanisław Derehajło w rozmowie z „Kurierem Porannym”.

Czytaj też:
Zapytał Morawieckiego o memy i „rosnący nos”. Jak zareagował premier?
Czytaj też:
Ubierzemy cię w porno. Groźne zjawisko rodem z mangi podbija Polskę

Źródło: Wprost