Wskaźnik Dow Jones spadł o ponad 400 punktów, czyli 4,6 proc., natychmiast po rozpoczęciu transakcji. Potem nieco się podniósł, ale w dwie godziny po otwarciu giełdy nadal oscylował ok. 200-300 punktów poniżej wczorajszej wielkości.
W USA trwają masowe redukcje zatrudnienia. W piątek koncern samochodowy Chrysler zapowiedział zwolnienie jednej czwartej swoich pracowników.
Analitycy finansowi wypowiadający się w amerykańskich programach telewizyjnych apelują do inwestorów o nieuleganie panice, przekonując, że najlepiej jest "przeczekać" kryzys i nie sprzedawać teraz swoich aktywów.
Niektórzy konserwatywni komentatorzy twierdzą, że jedna z przyczyn bessy na giełdzie wiąże się z wyborami w USA. Prawicowy "New York Post" napisał w piątek, że program ekonomiczny Baracka Obamy - który prowadzi w sondażach - budzi obawy, iż gospodarka amerykańska wpadnie w jeszcze większe kłopoty.
Nowojorski dziennik pisze, że podwyżki podatków, które demokratyczny kandydat zapowiada, zwłaszcza od zysków kapitałowych, będą hamować wzrost. Krytykuje też plany zwiększonych wydatków rządowych, m.in. na roboty publiczne i pomoc dla zagranicy.
Komentator gazety Charles Gasparino przyznaje jednak, że program ekonomiczny republikańskiego kandydata Johna McCaina "także raczej nie uspokaja ludzi z Wall Street".
ab, pap