Terror podatkowy lekarstwem na ból głowy?

Terror podatkowy lekarstwem na ból głowy?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Minister Rostowski twierdzi, że podatki podniesie jedynie w ostateczności, tylko gdy posypie nam się budżet. Problem w tym, że ta ostateczność już stała się faktem. „Niespodziewanie” deficyt budżetowy zwiększył się o, bagatela!, 9 miliardów zł. Nim jednak nasz rząd postanowi (a postanowi, postanowi…) podnieść podatki, warto by zapoznał się z właśnie opublikowanym przez Institut Constant de Rebecque Indeksem Ucisku Podatkowego. Zgodnie z nim Polska stoi na ostatnim stopniu niechlubnego podium najmocniej uciskanych podatkami państw świata. Gorzej mają tylko Turcy i Włosi.
Oczywiście deficyt jest złem, bo jest rezultatem złego zarządzania państwem. Każda firma zarządzana tak, jak nasz kraj, bardzo szybko by splajtowała. Rząd PO ma więc absolutną rację, gdy twierdzi, że nie można deficytu powiększać, jak chcieliby tego socjalistyczni populiści w rodzaju Marka Borowskiego, czy niektórych polityków Prawa i Sprawiedliwości. Błędem jest jednak mniemanie, że doraźna i w założeniu tymczasowa podwyżka podatków jest dobrym gruntem pod – jak widać bardzo potrzebną – reformę finansów publicznych. To utopia sądzić, że podwyżka podatków znacznie zredukuje nasz 27 miliardowy deficyt. Zakładając, że udałoby się tą drogą zyskać dodatkowo nawet 7, czy 8 mld złotych, nadal pozostanie nam ok. 20 mld zł długów. Ale to nie wszystko! Nie dość, że wielkość deficytu zmniejszy jedynie częściowo, to bardzo możliwe, że mimo to deficyt będzie stanowił podobny procent PKB co teraz. Dlaczego? Obłożeni dodatkowymi podatkami Polacy zaczną mniej kupować, firmy mniej zarabiać i ograniczać produkcję, a PKB – najzwyczajniej maleć. I z wielkiego planu powrotu do deficytu niższego niż 3 proc. nici! A gdy już zreflektujemy się, że nasza genialna taktyka nie działa, raz zwiększonych podatków nie obniżymy już tak łatwo. Zacznie wmawiać się nam, że po ich obniżeniu będzie jeszcze gorzej. Vide: podatek Belki. Przed jego wprowadzeniem żyliśmy szczęśliwie, nie odprowadzając 19 proc. od zysków kapitałowych, a teraz – gdy podatek już funkcjonuje – żadna siła nie wyperswaduje politykom, że można bez niego się obejść. Nie można! Polska się bez tejże „Belki" ją podtrzymującej zawali – tłumaczą.
   
No, dobrze, skoro deficytu zwiększyć nie można, skoro podwyżka podatków nie wchodzi w rachubę, to co? A no to, co spędza sen z oczu wszystkim pracownikom administracji państwowej oraz budżetówki. Cięcia. I to nie kosmetyczne, a radykalne, połączone z prywatyzacją państwowych przedsiębiorstw. Z technicznego punktu widzenia sprawa jest prosta, ale z politycznego… Z politycznego punktu widzenia zadanie jest wręcz niemożliwe do wykonania. Żeby stawić opór administracji, żeby się wcale nie przejmować związkami zawodowymi, potrzeba kogoś z charakterem, kogoś z wizją, kogoś pewnego siebie, kto nie boi się pomyłki. Tusk i Rostowski nie mają ani grama charakteru, ani krzty wizji i za nic odwagi.