Deklaracja padła dzień przed spotkaniem szefowej ukraińskiego rządu z premierem Rosji Władimirem Putinem. Premier Ukrainy poinformowała, że w programie rozmów nie przewidziano dyskusji na tematy gazowe. - Kwestie gazowe z Rosją mamy uregulowane na następnych 10 lat - oznajmiła Tymoszenko, która przypomniała ustalenia zawarte w umowie gazowej między rosyjskim Gazpromem a ukraińskim państwowym operatorem Naftohaz w styczniu bieżącego roku.
100-procentowa podwyżka
Jak zaznaczyła, po nowym roku w stosunkach gazowych Ukrainy i Rosji nie zmieni się nic, prócz przewidzianej styczniowymi umowami podwyżki stawki tranzytowej dla Rosjan. - Według naszych ocen wzrośnie ona dwukrotnie - powiedziała pani premier. Obecnie Rosjanie płacą 1,7 dolara za przesłanie 1000 metrów sześc. gazu na odcinku 100 km. Oznacza to, że Ukraińcy będą domagać się od Rosjan stawki tranzytowej w wysokości 3,4 dolara. Jeszcze we wrześniu Tymoszenko prognozowała, że cena tranzytu zwiększy się o ok. 65-70 procent.
Gra o 6 miliardów dolarów
Informacja, że w Jałcie nie będzie rozmowy na temat gazu wywołała zdziwienie szefów Naftohazu. Spółka oczekuje, że Tymoszenko i Putin zatwierdzą w obecności prawników ustne ustalenia z września, które podjęli podczas spotkania w Gdańsku. Według relacji Tymoszenko, Putin miał się tam zgodzić, by w związku z kryzysem w ciągu najbliższych dwóch lat Ukraina zmniejszyła nabywane od Rosji ilości błękitnego paliwa. Mimo płynących z Moskwy ostrzeżeń ukraińska premier zapewnia, że Rosja nie nałoży na Ukrainę sankcji za niedobór zakontraktowanych ilości gazu w roku bieżącym, lecz Naftohaz chce, by było to zapisane na papierze. - Jeśli zatwierdzimy to w dokumentach, to możemy być spokojni, że żadnych kryzysów nie będzie - oświadczył wiceprezes Naftohazu Wadym Czuprun w wypowiedzi dla agencji UNIAN. Ocenił on, że możliwe kary za niedobór gazu, których Rosja może domagać się od Ukrainy, wynoszą prawie 6 miliardów dolarów.
PAP, arb