Niemoralny handel zniczami?

Niemoralny handel zniczami?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wśród moich znajomych powracających spod Pałacu Prezydenckiego zapanowało oburzenie. Gdy jedni opłakują prezydenta, inni zarabiają, sprzedając tym pierwszym znicze, flagi i serwując posiłki. Czy faktycznie chęć zysku kłóci się z atmosferą żałoby?
Gdyby nie „przekupki", jak pogardliwie mówią niektórzy, gdyby nie odbywający się tam „festyn”, jak szydzą inni, Krakowskie Przedmieście nie wyglądałoby być może tak imponująco, a tłum opłakujący Prezydenta byłby zapewne o wiele mniejszy. Wspólnota, która zawiązała się wśród ludzi odwiedzających Pałac Prezydencki, nie byłaby tak namacalna i o wiele trudniej byłoby oddać jej atmosferę obiektywom aparatów. Byłoby tak z prostej przyczyny. Gdyby uliczni handlarze postanowili zostać w domu, albo przynajmniej trzymać się z dala od pałacu, nie każdy z żałobników miałby możliwość zapalenia własnego znicza, albo złożenia kwiatów ku czci ofiar smoleńskiego wypadku. Gdyby nie było możliwości zjedzenia szybkiego posiłku z kuchni polowej, o wiele mniej osób znosiłoby kilkugodzinne oczekiwanie na wejście do pomieszczenia, w którym znajduje się prezydencka trumna. Wbrew pozorom, nie jest łatwo stać i czekać, poszcząc. Zwłaszcza starszym osobom. Tłum uległby w efekcie rozproszeniu, a kolejka skróceniu. Ludzie zamiast myśleć o zmarłych, zastanawialiby się, gdzie można kupić flagę, czy znicz albo tanio zjeść.

Handlarze, którzy kierują się oczywiście chęcią zysku, wystawiając swoje stragany wśród tłumu żałobników, zwyczajnie odpowiadają na ludzkie potrzeby. Robią to nieświadomie, nie mają takiej intencji, co więcej, wśród nich można by znaleźć również ludzi chciwych, ale mimo to nawet oni dorzucają swoją cegiełkę do tego, co zwiemy dobrem wspólnym. Więc może powinniśmy uświadomić sprzedawców co do ich misji? Przekonać, że nie powinni pobierać marży i działać w czynie społecznym? Czyniąc tak, zniszczylibyśmy spontanicznie powstały ład. Gdyby handlowcy nie narzucali marż wedle uznania, tzn. gdyby ceny produktów były hurtowe, wzrósłby niebotycznie popyt na nie. Zostałaby zaburzona równowaga między popytem, a podażą. Okazałoby się, że nie dla wszystkich, którzy chcą kupić, starcza towaru. Uruchomiłyby się negatywne emocje, kłótnie. Efekt byłby taki sam albo nawet gorszy niż w sytuacji, gdybyśmy wszystkich handlarzy wygonili z Krakowskiego Przedmieścia.

Potępianie w czambuł owych handlarzy jest więc zupełnie nieuzasadnione. Z jednej strony nikt ich nie zapędzał na Krakowskie Przedmieście, z drugiej – nikt nikogo nie zmuszał do kupowania ich towarów. Ludzie działają ekonomicznie, a w tym wypadku rachunek ekonomiczny idzie w sukurs wartościom faktycznie wyższym niż pieniądze.