O czym marzą miliony polskich emerytów i rencistów? Zdaniem Antonio Tajaniego, włoskiego komisarza ds. przedsiębiorstw i przemysłu, wcale nie o wyższych emeryturach, czy niższych podatkach pośrednich, tudzież odejściu od wspólnej polityki rolnej – dzięki czemu taki luksus jak kanapka z wędliną nie byłby dla nich poważnym obciążeniem budżetu. Nie – włoski komisarz jest przekonany, że tym co diametralnie odmieni ich życie będą wczasy na lazurowym wybrzeżu, albo na Sycylii. Dlatego unijny komisarz chce, by UE im takie wczasy finansowała.
Prawo do turystyki nie może być luksusem, ponieważ jest niezbywalnym prawem człowieka – przekonuje Tajani i proponuje, by UE organizowała coroczną zrzutkę na dopłacanie do wypoczynku emerytów, rencistów, a także osób poniżej 25 roku życia i starszych, których dochody są jednak zbyt niskie, by mogli sobie oni pozwolić na zagraniczny wyjazd. Dobre serce Tajaniego i jego walka o prawo do podróżowania po świecie ma wprawdzie kosztować unijny budżet jakieś, lekko licząc, kilkaset milionów euro rocznie, ale przecież ile korzyści to przyniesie! Europejczycy bardziej się ze sobą zintegrują, poznają inne kultury, a na dodatek – przekonuje Tajani – wspomożemy branżę turystyczną, która ucierpiała w czasach kryzysu. Czyli nie ma się nad czym zastanawiać.
Gdybym przeczytał taką informację w gazecie wydanej 1 kwietnia byłbym na sto procent przekonany, że to prima aprilisowy żart. Niestety – przeczytałem ją w gazecie z 21 kwietnia, a Tajani zdaje się mówić poważnie. Komisarz stawia mnie w ten sposób przed poważnym dylematem – śmiać się, płakać, czy zastanawiać się czy ma on przyjaciół wśród właścicieli biur turystycznych, czy może załatwia interesy swojego kraju, który czerpie dość duże profity z turystyki.
Załóżmy, że pomysł wchodzi w życie – i nagle UE musi wyasygnować ze swojej kasy dodatkowe kilkaset milionów (chociaż ciekaw jestem skąd takie wyliczenia. W samej Polsce osób, które kwalifikowałyby się do takiego wsparcia jest co najmniej 10 milionów – tylu jest w naszym kraju emerytów. Gdyby UE dopłacała każdej tylko 100 euro do wyjazdu, to koszt takiej inwestycji wynosiłby miliard euro. A oprócz Polski w UE jest jeszcze 26 krajów). Skąd wziąć dodatkowe pieniądze? Cóż - trzeba podnieść składkę członkowską. Schodzimy więc do poziomu budżetów krajowych. Skąd kraje mają wziąć pieniądze na wyższą składkę? Cóż – mogą albo zwiększyć zadłużenie, czyli przesunąć płatność w czasie, albo podwyższyć jakiś podatek – pośredni lub bezpośredni. A kto płaci takie podatki? Obywatele – czyli m.in. ci emeryci i ludzie słabiej sytuowani, którym chcemy pomóc. W rezultacie pomoc polega na tym, że koszt dofinansowania przez UE wczasów opłaca sam zainteresowany, który i tak zapewne na te wczasy nie pojedzie, bo skoro zwiększyły się obciążenia podatkowe, to nawet gdyby UE opłaciła mu 80% kosztów wyjazdu, to i tak lepiej zachować te pozostałe 20 procent w kieszeni – zwłaszcza gdy się ma emeryturę wynoszącą 1500 złotych brutto (albo równowartość tej kwoty w forintach, lewach czy lejach).
Poza tym, komisarzu Tajani, dlaczego prawo do turystyki ma być niezbywalnym prawem człowieka, a np. prawo do posiadania bezprzewodowego laptopa z internetem już nim nie jest? Dzięki internetowi każdy może poznać kulturę Włoch, Grecji czy Francji nie ruszając się z domu – więc może by jakaś mała dopłata do zakupu takiego sprzętu? No i jeszcze dopłata do zakupu plazmowego telewizora – dzięki oglądaniu Discovery Channel na 40-calowym ekranie również można poczuć bliskość z całym światem. No a prawo do jeżdżenia po Europie własnym samochodem? Prawo do poznania europejskich kuchni dzięki stołowaniu się w restauracjach? Prawo poznania uroków pięciogwiazdkowych hoteli? A przecież branże RTV, motoryzacyjna i hotelarska też ucierpiały na kryzysie. Czemu faworyzować branżę turystyczną?
Na szczęście wszyscy mamy też niezbywalne prawo do rozsądku. Mam nadzieję, że europejscy politycy rozpatrując propozycję Tajaniego z niego skorzystają.
Gdybym przeczytał taką informację w gazecie wydanej 1 kwietnia byłbym na sto procent przekonany, że to prima aprilisowy żart. Niestety – przeczytałem ją w gazecie z 21 kwietnia, a Tajani zdaje się mówić poważnie. Komisarz stawia mnie w ten sposób przed poważnym dylematem – śmiać się, płakać, czy zastanawiać się czy ma on przyjaciół wśród właścicieli biur turystycznych, czy może załatwia interesy swojego kraju, który czerpie dość duże profity z turystyki.
Załóżmy, że pomysł wchodzi w życie – i nagle UE musi wyasygnować ze swojej kasy dodatkowe kilkaset milionów (chociaż ciekaw jestem skąd takie wyliczenia. W samej Polsce osób, które kwalifikowałyby się do takiego wsparcia jest co najmniej 10 milionów – tylu jest w naszym kraju emerytów. Gdyby UE dopłacała każdej tylko 100 euro do wyjazdu, to koszt takiej inwestycji wynosiłby miliard euro. A oprócz Polski w UE jest jeszcze 26 krajów). Skąd wziąć dodatkowe pieniądze? Cóż - trzeba podnieść składkę członkowską. Schodzimy więc do poziomu budżetów krajowych. Skąd kraje mają wziąć pieniądze na wyższą składkę? Cóż – mogą albo zwiększyć zadłużenie, czyli przesunąć płatność w czasie, albo podwyższyć jakiś podatek – pośredni lub bezpośredni. A kto płaci takie podatki? Obywatele – czyli m.in. ci emeryci i ludzie słabiej sytuowani, którym chcemy pomóc. W rezultacie pomoc polega na tym, że koszt dofinansowania przez UE wczasów opłaca sam zainteresowany, który i tak zapewne na te wczasy nie pojedzie, bo skoro zwiększyły się obciążenia podatkowe, to nawet gdyby UE opłaciła mu 80% kosztów wyjazdu, to i tak lepiej zachować te pozostałe 20 procent w kieszeni – zwłaszcza gdy się ma emeryturę wynoszącą 1500 złotych brutto (albo równowartość tej kwoty w forintach, lewach czy lejach).
Poza tym, komisarzu Tajani, dlaczego prawo do turystyki ma być niezbywalnym prawem człowieka, a np. prawo do posiadania bezprzewodowego laptopa z internetem już nim nie jest? Dzięki internetowi każdy może poznać kulturę Włoch, Grecji czy Francji nie ruszając się z domu – więc może by jakaś mała dopłata do zakupu takiego sprzętu? No i jeszcze dopłata do zakupu plazmowego telewizora – dzięki oglądaniu Discovery Channel na 40-calowym ekranie również można poczuć bliskość z całym światem. No a prawo do jeżdżenia po Europie własnym samochodem? Prawo do poznania europejskich kuchni dzięki stołowaniu się w restauracjach? Prawo poznania uroków pięciogwiazdkowych hoteli? A przecież branże RTV, motoryzacyjna i hotelarska też ucierpiały na kryzysie. Czemu faworyzować branżę turystyczną?
Na szczęście wszyscy mamy też niezbywalne prawo do rozsądku. Mam nadzieję, że europejscy politycy rozpatrując propozycję Tajaniego z niego skorzystają.