Homofobia i ekonomia

Homofobia i ekonomia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Spór o wypowiedź minister Elżbiety Radziszewskiej skoncentrował się wokół stosunku katolików do homoseksualistów. Tymczasem tak naprawdę dyskusja powinna dotyczyć pytania: czy prywatny właściciel może swobodnie kształtować politykę zatrudnienia w swojej firmie.
Zapomnijmy na chwilę, że szkoła o której mówiła minister Radziszewska to szkoła katolicka. Załóżmy, że mamy do czynienia – dajmy na to - z fabryką żarówek. I odwróćmy nieco sytuację. Do pracy  w zakładzie zgłasza się świetny fachowiec – produkcja żarówek nie ma dla niego żadnych tajemnic. Może je produkować dzień i noc, jest wydajny, godzi się na niskie zarobki, lubi pracować po godzinach – po prostu pracownik idealny. Kiedy wydaje się, że mężczyzna ten (lub kobieta ta – niepotrzebne skreślić) ma pracę w kieszeni, wtrąca mimochodem, że być może za pół roku będzie musiał wziąć wolne na tydzień, bo jego żona jest w trzecim miesiącu ciąży. I słyszy wtedy: uuu, to niestety nie mamy dla pana dobrych wiadomości. My zatrudniamy tylko homoseksualistów.

Pytanie: czy właściciel firmy może podjąć decyzję o tym, że będzie zatrudniał wyłącznie homoseksualistów, heteroseksualistów, blondynów, łysych, Norwegów, albo posiadaczy najnowszego modelu iPhone’a? I czy zabronienie mu prowadzenia własnej, choćby najgłupszej, polityki kadrowej nie jest aby naruszeniem świętego prawa własności? Skoro bowiem nasz produkujący żarówki prezes co miesiąc z własnej kieszeni wyciąga (co z tego, że zapewne z bólem serca) parę złotych, by opłacić pracę swoich podopiecznych – to czy nie ma prawa zdecydować o tym komu będzie płacił? Nawet jeżeli chce płacić tylko rudowłosym mieszkańcom Giżycka. Jakiś czas temu tureckie linie lotnicze wysłały na dietę kilka stewardess, których wygląd przestał być wystarczająco reprezentacyjny. Jeśli nie schudną – stracą swoją pracę. Miał właściciel linii lotniczych prawo pozbawić swoich pracowników prawa do objadania się? Miał. Płaci – stawia warunki.

Pozostaje jednak pytanie, czy w przypadku orientacji seksualnej nie należy takiej swobody zatrudniania odebrać właścicielom z przyczyn, że tak powiem, „wychowawczych". Innymi słowy – czy w tym wypadku nie powinno się zakazać pewnych zachowań, aby przełamać w administracyjny sposób homofobię, która jest udziałem jakiejś części społeczeństwa? Moim zdaniem – nie, ponieważ od zmuszania kogoś do pozbycia się swoich uprzedzeń metodami administracyjnymi, znacznie lepsze jest udowodnienie mu nieracjonalności jego działania przez mechanizmy rynkowe. Otóż po tym jak nasz właściciel fabryki żarówek odrzuci aplikację z powodu orientacji seksualnej fachowca – ten pójdzie do innej fabryki, która zatrudnia pracowników kierując się jedynie względami merytorycznymi. Nasz bohater dostanie w niej pracę, wydajność fabryki wzrośnie, ceny oferowanych przez nią żarówek spadną – i w efekcie nasz prezes uprzedzony do heteroseksualistów albo zmieni swoje podejście do polityki zatrudnienia, albo będzie musiał zmienić zajęcie.

Nie ma więc powodu, aby odmawiać szkole katolickiej prawa do zatrudniania nauczycieli przy zastosowaniu kryterium płci partnera z którym chodzą na randki. Najwyżej w przyszłości będą się w tejże szkole uczyć wyłącznie dzieci minister Radziszewskiej.