W tym samym czasie, kiedy kilka milionów Polaków ogląda kolejny odcinek „M jak miłość” zadłużenie państwa wzrasta o 6,25 miliona złotych (według optymistów), bądź o 12,5 miliona złotych (według pesymistów). Przez cały dzień zwiększa się o 150 bądź nawet 300 milionów. I co? I nic. Następnego dnia będzie przecież kolejny odcinek „serialu wszystkich Polaków”.
Oczywiście ani Katarzyna Cichopek, ani bracia Mroczkowie et consortes nie są odpowiedzialni za rosnący lawinowo dług publiczny. Winni temu są bohaterowie zupełnie innego serialu, który wszystkie telewizje emitują od 20 lat. Serial ten można by roboczo zatytułować „TKM", chociaż już wkrótce bardziej adekwatny będzie tytuł „Potop". Chodzi o ten potop, który – jak liczy każdy kolejny rząd – nastąpi akurat w momencie, gdy rządzić będą inni.
W przyszłym roku tylko na obsługę posiadanego długu Polska będzie musiała przeznaczyć ok. 38 miliardów złotych – czyli mniej więcej tyle, ile wynoszą wpływy z podatku od osób fizycznych. I co? I nic. Janusz Palikot zakłada partię, Jarosław Kaczyński szuka krwi na rękach Donalda Tuska, Tusk marginalizuje Grzegorza Schetynę, Schetyna się broni, Elżbieta Radziszewska zastanawia się gdzie mogą pracować lesbijki, Grzegorz Napieralski układa listy wyborcze tak, aby zabrakło na nich miejsca dla kilku niewystarczająco kochających go towarzyszy broni – to jest oś polityki. A po nas? A po nas choćby potop!
W ciągu 20 lat – niezależnie od tego, czy koniunktura była dobra, czy zła; niezależnie od tego czy z prywatyzacji wpływały do kasy miliardy, czy dziesiątki miliardów; niezależnie wreszcie od tego czy podnosiliśmy, czy obniżaliśmy podatki, akcyzy i inne daniny publiczne – z godną podziwu determinacją co roku powiększaliśmy dług publiczny. Dziś sukcesem państwa ma być obniżenie deficytu do 40 miliardów. Innymi słowy chodzi o to, aby zadłużać się wolniej, dzięki czemu katastrofa wydarzy się później. Najlepiej, kiedy rządzić będą ci inni. Nasi politycy grają teraz w ekonomiczną wersję rosyjskiej ruletki. Bo kiedy okaże się, że nasze obligacje mają wartość papieru na jakim je wydrukowano, a jedynym ratunkiem będzie zaciśnięcie pasa tak mocno, że zacznie się on wżynać w kręgosłup – wówczas obywatele, których nagle nie będzie stać na dalsze oglądanie „M jak miłość" zmiotą każdy rząd niezależnie od tego czy na jego czele będzie stał Donald Tusk, Jarosław Kaczyński, Grzegorz Napieralski czy Janusz Palikot.
Ale to przecież nie nastąpi jeszcze jutro. Jutro jest kolejny odcinek „M jak miłość".
W przyszłym roku tylko na obsługę posiadanego długu Polska będzie musiała przeznaczyć ok. 38 miliardów złotych – czyli mniej więcej tyle, ile wynoszą wpływy z podatku od osób fizycznych. I co? I nic. Janusz Palikot zakłada partię, Jarosław Kaczyński szuka krwi na rękach Donalda Tuska, Tusk marginalizuje Grzegorza Schetynę, Schetyna się broni, Elżbieta Radziszewska zastanawia się gdzie mogą pracować lesbijki, Grzegorz Napieralski układa listy wyborcze tak, aby zabrakło na nich miejsca dla kilku niewystarczająco kochających go towarzyszy broni – to jest oś polityki. A po nas? A po nas choćby potop!
W ciągu 20 lat – niezależnie od tego, czy koniunktura była dobra, czy zła; niezależnie od tego czy z prywatyzacji wpływały do kasy miliardy, czy dziesiątki miliardów; niezależnie wreszcie od tego czy podnosiliśmy, czy obniżaliśmy podatki, akcyzy i inne daniny publiczne – z godną podziwu determinacją co roku powiększaliśmy dług publiczny. Dziś sukcesem państwa ma być obniżenie deficytu do 40 miliardów. Innymi słowy chodzi o to, aby zadłużać się wolniej, dzięki czemu katastrofa wydarzy się później. Najlepiej, kiedy rządzić będą ci inni. Nasi politycy grają teraz w ekonomiczną wersję rosyjskiej ruletki. Bo kiedy okaże się, że nasze obligacje mają wartość papieru na jakim je wydrukowano, a jedynym ratunkiem będzie zaciśnięcie pasa tak mocno, że zacznie się on wżynać w kręgosłup – wówczas obywatele, których nagle nie będzie stać na dalsze oglądanie „M jak miłość" zmiotą każdy rząd niezależnie od tego czy na jego czele będzie stał Donald Tusk, Jarosław Kaczyński, Grzegorz Napieralski czy Janusz Palikot.
Ale to przecież nie nastąpi jeszcze jutro. Jutro jest kolejny odcinek „M jak miłość".