Komentatorzy sądzą, że to UE nalega na Irlandię, by zaakceptowała unijny pakiet pomocy szacowany na ok. 80 mld euro, ponieważ nie chce powtórki greckiego kryzysu, a obecna niepewność jest dla eurostrefy czynnikiem destabilizacji. - Potrzeby finansowe rządu rzeczywiście są zaspokojone na kilka miesięcy z góry, ale realia są takie, że Irlandia staje się poważnym źródłem destabilizacji eurostrefy - uważa ekonomista Jima Powera z firmy Friends First zajmującej się usługami finansowymi. - Władze UE będą czuły się zobowiązane do ustabilizowania kraju, który stał się dla nich solą w oku, a możliwym sposobem osiągnięcia tego celu jest zmuszenie Irlandii do skorzystania z europejskiego funduszu stabilizacyjnego - dodaje ekonomista.
"Times" sugeruje, że warunkiem ewentualnej pomocy UE dla Irlandii byłoby podniesienie przez rząd w Dublinie rekordowo niskiej stawki podatku korporacyjnego, który obecnie wynosi 12,5 proc. Niektóre kraje UE sądzą, że Irlandia w dążeniu do przyciągnięcia zagranicznych inwestorów uprawia podatkowy dumping. Gdyby Irlandia skorzystała z pomocy byłaby obok Grecji drugim państwem eurostrefy, które uzyskałoby wsparcie z Europejskiego Funduszu Stabilizacyjnego. Wkład w ustabilizowanie Irlandii wniosłaby również Wielka Brytania. Nieoficjalnie mówi się o pomocy rzędu ok. 7-10 mld funtów.
Gospodarkę irlandzką ciągnie w dół sektor bankowy, który został z toksycznymi długami po krachu na rynku nieruchomości w 2008 r. Na jego ratunek rząd przeznaczył jak dotąd blisko 50 mld euro faktycznie go nacjonalizując. Zaszkodziło to kondycji finansowej kraju w okresie, gdy spadły przychody z podatków. Aby zmniejszyć deficyt budżetowy rząd wprowadził drastyczne cięcia wydatków. Z początkiem grudnia ogłosi szczegóły nowej rundy konsolidacji fiskalnej na 6 mld euro. Ma to zmniejszyć w 2011 r. deficyt budżetowy do 9,5-9,75 proc. PKB z 12 proc. obecnie.
PAP, arb