Zakończona 10 maja kolejna runda rozmów USA-Chiny przyniosła zbliżenie stanowisk w spornych sprawach gospodarczych - oceniają ich uczestnicy. Chiny obiecały ułatwić przedsiębiorstwom amerykańskim dostęp na swój rynek. Na podstawie porozumienia, które obie strony określiły mianem "kamienia milowego" we wzajemnych stosunkach, firmy amerykańskiego sektora finansowego będą mogły sprzedawać w Chinach ubezpieczenia i fundusze zbiorowe. Chiński rząd przyrzekł też nie wykorzystywać programów komputerowych pobranych piracko z USA.
Po rozmowach, zwanych "dialogiem ekonomicznym i strategicznym", szef Departamentu Skarbu USA Timothy Geithner powiedział, że "obserwuje się obiecującą zmianę kierunku chińskiej polityki gospodarczej". Oświadczył również, że oczekuje teraz "istotnej poprawy" warunków działania firm amerykańskich w Chinach i eksportu towarów z USA do Chin. W czasie rozmów nie było jednak widać oznak zbliżenia w sprawie sztucznego zaniżania przez rząd w Pekinie kursu chińskiej waluty. Kiedy Geithner powiedział, że Chiny powinny pozwolić na szybszy wzrost jej wartości, chiński wiceminister finansów Zhu Guangyao ripostował, że jego kraj będzie regulował kurs juana według własnych potrzeb. Nie ma także sygnałów postępu w konfliktowych kwestiach politycznych.
Sekretarz stanu Hillary Clinton, która otwierając rozmowy dyplomatycznie skrytykowała Chiny za naruszanie praw człowieka, powtórzyła swoje zarzuty bardziej bezpośrednio w wywiadzie dla magazynu "Atlantic". Nazwała tam dorobek Chin w zakresie praw człowieka "godnym pożałowania".
PAP, arb