Obama nie przekonał Republikanów. Zostało mu 10 dni

Obama nie przekonał Republikanów. Zostało mu 10 dni

Dodano:   /  Zmieniono: 
Obama uważa, że Amerykanie powinni płacić więcej, by władze mogły zwiększyć dług (fot. Biały Dom) 
Na 10 dni przed przypadającym 2 sierpnia ostatecznym terminem podniesienia ustawowego limitu zadłużenia USA dochodzą sprzeczne informacje o perspektywach osiągnięcia porozumienia w tej sprawie między Białym Domem a Republikanami.
W czwartek amerykańskie media podały, że prezydent Barack Obama jest bliski uzgodnienia tej sprawy z republikańskim przewodniczącym Izby Reprezentantów Johnem Boehnerem. Jeszcze tego samego dnia rzecznik Białego Domu Jay Carney oświadczył, że to nieprawda. Podobne oświadczenie złożył Boehner.

Ameryka żyje za pożyczone

Podstawą ewentualnego porozumienia między Obamą a Boehnerem byłby kompromisowy plan, przewidujący redukcję wydatków federalnych o 3 biliony dolarów w ciągu 10 lat i podwyżki podatków w łącznej wysokości około biliona dolarów. Pod naciskiem prawicowego ruchu Tea Party Republikanie postawili warunek, że nie zgodzą się na podniesienie pułapu długu, jeżeli nie dokona się radykalnych cięć wydatków. Z kolei Biały Dom i Demokraci w Kongresie domagają się, by zmniejszyć deficyt również poprzez podniesienie podatków, płaconych przez tych, którzy zarabiają 250 tys. dolarów rocznie lub więcej.

Jeżeli Kongres nie podniesie do 2 sierpnia limitu długu Stanów Zjednoczonych, sięgającego już prawie 70 procent produktu krajowego PKB, administracja nie będzie mogła dalej pożyczać i stanie przed groźbą niewypłacalności. Biały Dom ostrzega, że może to doprowadzić do światowego kryzysu finansowego.

Obama apeluje: musimy pożyczać więcej

W piątek Obama po raz kolejny zaapelował do Kongresu o podniesienie limitu zadłużenia na warunkach zarysowanych we wspomnianym planie porozumienia z Boehnerem. Prezydent wezwał do tego w swoim artykule, opublikowanym w wysokonakładowym dzienniku "USA Today". W południe ponowił swój apel w przemówieniu na stanowym Uniwersytecie Maryland w Waszyngtonie.

Podstawą ewentualnego porozumienia z Demokratami byłby kompromisowy plan, opracowany przez tzw. grupę sześciorga, czyli senatorów z obu partii. Proponują oni, by większość wzrostu aktywów budżetowych uzyskać poprzez cięcia wydatków, a resztę z podwyżek podatków.

Republikanie chcą zostawić pieniądze obywatelom

Plan ten napotyka jednak na opór konserwatywnych Republikanów, skupionych głównie w Izbie Reprezentantów, gdzie ich partia ma większość i gdzie silne wpływy posiada Tea Party. Stanowczo sprzeciwiają się oni wszelkim podwyżkom podatków. Głosami Republikanów Izba uchwaliła niedawno ustawę (tzw. Cut, Cap and Balance Bill), która miała obniżyć wydatki państwa o 5,5 biliona dolarów w najbliższej dekadzie, narzucić stały limit na wydatki i wprowadzić do konstytucji poprawkę, nakazującą zrównoważenie budżetu. Nie przewidywała natomiast podwyższenia podatków. Zgodnie z oczekiwaniami, w piątek ustawę tę odrzucił zdominowany przez Demokratów Senat.

Demokraci chcą pieniędzy "najbogatszych"

Tymczasem doniesienia o możliwości kompromisu Obamy z Boehnerem zaniepokoiły lewicę w Partii Demokratycznej. Spodziewane porozumienie przewidywałoby bowiem reformy, wymagające bolesnych cięć federalnych programów społecznych, takich jak fundusz emerytalny Social Security i fundusz ubezpieczeń zdrowotnych emerytów Medicare. Szczegóły ewentualnej umowy nie są jeszcze znane, ale w piątkowym wystąpieniu Obama dał do zrozumienia, że "tak jak w rodzinie", trzeba będzie "zacisnąć pasa". Lewicujący Demokraci wyrażają obawy, że zapowiadane eliminacje odpisów i ulg podatkowych dotkną w znacznym stopniu także klasę średnią i uboższych Amerykanów.

zew, PAP