- Trzeba to zmienić, bo i cały świat się zmienia. To się już przeżyło, popadliśmy w inercję. Sami Amerykanie i Europejczycy powinni zdobyć się na odwagę, by to zmienić - twierdzi jednak Ngozi. - Nie wierzę własnym uszom, gdy słyszę, że wybór prezesa Banku jest formalnością, że wszystko jest już przesądzone. To ma być ten Zachód, który naucza innych o demokracji, jawności i o tym, że w równej walce powinien wygrywać najlepszy? – dziwi się.
Poza faktem, że Ngozi nie posiada amerykańskiego paszportu i jest kobietą (dotąd prezesami Banku Światowego byli wyłącznie mężczyźni), niepokój na Zachodzie budzi też swoją listą priorytetów i reform. Nigeryjka nie ukrywa, że po ewentualnym wyborze jej na stanowisko szefowej Banku Światowego, zamierza zająć się walką z ubóstwem i tworzeniem nowych miejsc pracy dla młodych ludzi, którzy w krajach tzw. Trzeciego Świata stanowią zdecydowaną większość społeczeństw. Ngozi przyznaje, że dla starzejącego się Zachodu nie jest to może sprawa najważniejsza, ale przypomina, że z dominacją Zachodu w światowej gospodarce nie zgadzają się młode mocarstwa, takie jak Chiny, Indie, Brazylia, Republika Południowej Afryki i Rosja. Ngozi przypomina też, że tzw. kraje rozwijające się przyczyniają się dziś co najmniej w połowie do światowego wzrostu gospodarczego i ich głos powinien dziś liczyć się więcej niż przed pół wieku.
PAP, arb