Niemcy nie chcą więcej płacić do budżetu UE

Niemcy nie chcą więcej płacić do budżetu UE

Dodano:   /  Zmieniono: 
Niemcy odrzucają nowe dochody własne do budżetu UE, fot. sxc.hu Źródło: FreeImages.com
W negocjacjach ws. budżetu Unii na lata 2014-20 Polska argumentuje, że budżet i fundusze spójności to główny instrument, jakim dysponuje UE, by wspierać wzrost i zatrudnienie na swoim obszarze. Polska liczy na zrozumienie ze strony nowej administracji Francji.

W imieniu piętnastu państw UE, "przyjaciół polityki spójności", nowy minister ds. europejskich Piotr Serafin przedstawił we wtorek podczas posiedzenia ministrów UE deklarację stwierdzającą, że unijny budżet to "główny instrument wsparcia inwestycji, wzrostu i nowych miejsc pracy na poziomie UE, a także reform strukturalnych na poziomie narodowym". - Musimy jasno i otwarcie powiedzieć, że polityka spójności wspiera inwestycje, co jest warunkiem wstępnym powrotu na ścieżkę wzrostu w UE. To logika naszego dokumentu, bardzo się cieszę, że aż 15 państw go  podpisało - mówił Serafin podczas transmitowanych dla dziennikarzy obrad. Polska, która jest największym beneficjentem polityki spójności UE, chce wpisać negocjacje w sprawie nowych, siedmioletnich ram finansowych UE na lata 2014-20 w nową debatę na temat polityki wsparcia wzrostu w UE, którą wymusił na liderach Unii Europejskiej nowy prezydent Francji Francois Hollande.

Ta piętnastka to: Bułgaria, Czechy, Estonia, Grecja, Hiszpania, Węgry, Litwa, Łotwa, Malta, Polska, Portugalia, Rumunia, Słowenia, Słowacja i przyszły członek UE - Chorwacja, która brała udział w  posiedzeniu jako obserwator. Do tej "15" mogą dołączyć jeszcze Włochy, których minister przyznał, że "postulaty grupy przyjaciół spójności są stosowne i trzeba skupić się na wspieraniu zatrudnienia". Hiszpański minister z kolei wskazywał, że bezrobocie powinno być dodatkowym kryterium przy przyznawaniu funduszy regionom.

Wspólna deklaracja bez Francji

We wtorek siedem państw płatników netto przyjęło osobną deklarację, w  której powtórzyło swój postulat, by "znacznie obniżyć budżet w stosunku do propozycji KE". Kilku ministrów wprost wskazało, że oszczędności powinny wynieść około 100 mld euro w stosunku do propozycji KE z czerwca ubiegłego roku, która opiewa na 972 mld euro na lata 2014-20. Co  ciekawe, deklaracji tej nie podpisała Francja, która dotychczas wraz z  Niemcami przodowała w apelach o cięcia głównie w polityce spójności, drugiej obok rolnictwa największej pozycji w budżecie unijnym. Nowy minister Francji powiedział w poniedziałek, że utworzony niedawno nowy rząd Francji dopiero wypracowuje stanowisko w sprawie budżetu, ale "musimy być ambitni, jeżeli chodzi o cele ożywienia gospodarczego; wkład budżetu musi być konstruktywny i należyty".

Jak powiedział Serafin, Polska traktuje te słowa jako "nadzieję na  lepsze zrozumienie u nowej administracji w Paryżu, że budżet jest niezbędnym elementem wsparcia wzrostu dla Europy". Także premier Donald Tusk po spotkaniu z Hollande'em na marginesie szczytu UE w ubiegłą środę w Brukseli mówił, że stanowisko Hollande'a w sprawie budżetu jest "bliższe temu, co my (Polska) sobie wyobrażamy, niż stanowisko poprzedniego prezydenta" Nicolasa Sarkozy'ego. - Kilka punktów stycznych na pewno znajdziemy - powiedział Tusk.

Polska jest głównym beneficjentem unijnej polityki spójności, której jednym z głównych zadań jest wspieranie regionów, których PKB na  mieszkańca jest niższy niż 75 proc. średniego PKB UE. Gdyby przywódcy zaakceptowali budżet w wersji zaproponowanej przez KE, Polska mogłaby w  ramach polityki spójności otrzymać ponad 80 mld euro.

Pierwsza poważna dyskusja o budżecie UE

Na najbliższym szczycie UE 28-29 czerwca przywódcy przeprowadzą pierwszą poważną dyskusję o budżecie UE na lata 2014-20. Duńska prezydencja przedstawi wyniki dotychczasowych negocjacji na poziomie ministerialnym. Duńczycy przygotowali tzw. pudełko negocjacyjne, które nie zawiera jednak jeszcze najważniejszego, a mianowicie kwot na  poszczególne polityki. W pudełku negocjacyjnym znalazła się propozycja dotycząca nowego pułapu dostępu do unijnych funduszy spójności, która ograniczałaby m.in. wielkość funduszy dla Polski. Kraj nie mógłby dostać w nowym budżecie mniej niż 55 proc. tego, co otrzymywał dotychczas, oraz nie mógłby dostać więcej niż drobny procent (do ustalenia jaki) ponad kwotę, jaką przyznano mu na lata 2007-13. Na Polskę przypadło najwięcej - prawie 68 mld euro.

Kością niezgody między państwami może być jednak nie tylko część dotycząca wydatków, ale też źródła dochodów do budżetu. KE zaproponowała, by budżet finansowany był z tzw. własnych dochodów -  zysków z podatku od transakcji finansowych. Za własnymi dochodami budżetu, które uniezależniłyby unijną kasę od składek narodowych, w  kilku rezolucjach gorąco opowiedział się Parlament Europejski. Propozycję KE, by podatek od transakcji finansowych zasilił budżet UE, we wtorek ogólnie poparło kilka państw, w tym Belgia, Hiszpania, Austria, Włochy, a także Polska. - Nie ma dobrych rozwiązań poza propozycją KE. Nie będzie lepszego kandydata (na nowe źródła dochodu) niż podatek od transakcji finansowych - powiedział Serafin. Wcześniej Warszawa obawiała się, że takim nowym źródłem do budżetu UE mogłoby być opodatkowanie emisji CO2.

Kategoryczny sprzeciw wobec nowych źródeł dochodu powtórzyły Wielka Brytania i Niemcy. Tymczasem propozycja ta wymaga jednomyślności i  ratyfikowania przez wszystkie parlamenty narodowe. - Nie zgadzamy się na majstrowanie ani przy naszym rabacie (do unijnej kasy), ani na nowy podatek do budżetu UE. Nie widzimy tu miejsca na  żadną elastyczność. Takie stanowisko utrzymamy do końca - powiedział Brytyjczyk. Niemcy popierają pomysł podatku od transakcji finansowych w  UE, ale chcą, by dochody z niego zasilały nie unijną kasę, a budżet narodowy. - Odrzucamy nowe dochody własne do budżetu UE - powiedział Niemiec. Źródła dyplomatyczne Cypru, który szykuje się do objęcia prezydencji w  drugiej połowie roku, powiedziały w ubiegłym tygodniu, że "starają się, by porozumienie polityczne w sprawie nowego, wieloletniego budżetu przywódcy osiągnęli już na szczycie w październiku". Do grudnia trwałyby negocjacje z PE, by można było sfinalizować porozumienie do końca roku. To bardzo optymistyczny scenariusz. Dotychczas dyplomaci mówili, że  na porozumienie przywódców można liczyć najwcześniej w grudniu.

mp, pap