Wraca socjalizm? Rząd chce decydować, ile zarobią przewoźnicy

Wraca socjalizm? Rząd chce decydować, ile zarobią przewoźnicy

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
Ministerstwo Finansów przygotowało projekt rozporządzenia, w którym określa maksymalny zysk, jaki z transportu pasażerów mogą uzyskać przewoźnicy. Resort proponuje, by zysk wynosił najwyżej 6 proc. rocznie. Przewoźnicy wskazują, że to zbyt mało.
Przedstawiciele przewoźników kolejowych i drogowych rozmawiali na ten temat. W spotkaniu uczestniczyli m.in. przedstawiciele resortu finansów, Przewozów Regionalnych, Kolei Mazowieckich oraz Polskiej Izby Gospodarczej Transportu Samochodowego i Spedycji.

Wicedyrektor departamentu gospodarki narodowej w Ministerstwie Finansów Artur Kawaler, stwierdził, że "pojęcie rozsądnego zysku określone jest nie tylko w unijnym rozporządzeniu nr 1370 dotyczącym usług przewozów publicznych, ale także w dyrektywie pocztowej". Z projektu Ministerstwa Finansów wynika, że rozsądny zysk stanowi element rekompensaty z tytułu poniesionych kosztów w związku ze świadczeniem przez operatora usług w zakresie publicznego transportu zbiorowego.

6 proc.? "Wybiorą obligacje"

Resort Jacka Rostowskiego zakłada, że zaproponowane 6 proc. stopy zwrotu (zysku) rocznie rozliczane będzie miesięcznie. Jeśli w kolejnych latach obowiązywania umowy przewoźnik zdoła zmniejszyć koszty, to jego zysk może być zwiększony o 20 proc. zaoszczędzonej kwoty.

Prezes spółki Przewozy Regionalne Małgorzata Kuczewska–Łaska, stwierdziła, że zysk na poziomie 6 proc. oznaczać będzie zamknięcie rynku przed inwestorami prywatnymi, bo oni wybiorą bardziej opłacalne, ale mniej ryzykowne inwestycje, np. obligacje skarbowe. Podobną opinię wyraziła Dominika Żelazek, członek zarządu spółki Arriva RP, jednego z pierwszych prywatnych przewoźników w Polsce.

Moderujący dyskusję ekspert Zespołu Doradców Gospodarczych TOR Bogusław Kowalski, były wiceminister transportu w rządzie PiS, przypomniał, że 76 proc. przewozów pasażerskich w Polsce jest dotowanych. Dzieje się to na podstawie umów o świadczeniu usług publicznych, co umożliwia np. samorządom dofinansowanie nierentownych, ale społecznie potrzebnych połączeń komunikacyjnych. Adam Struzik, marszałek województwa mazowieckiego zwrócił uwagę, aby w dyskusji o prawie do zysku przewoźników nie zapomnieć o kondycji finansów publicznych.

Prezes spółki Koleje Mazowieckie (KM) Artur Radwan ocenił, że gdyby wprowadzić w życie zapis o gwarantowanych 6 proc. zysku dla przewoźnika, to dotacja do działalności KM ze strony samorządu mazowieckiego musiałaby wzrosnąć z obecnych niespełna 20 mln zł nawet do 30 mln zł. Z kolei Zdzisław Szczerbaciuk, prezes Polskiej Izby Gospodarczej Transportu Samochodowego i Spedycji zaapelował o "dokładne uregulowanie zasad ustalania zysku rozsądnego". Zdaniem prezesa bez uregulowania możliwe są sytuacje, gdy samorząd przyzna 6 proc. zysku dla firmy, ale dla innej już tylko 2 proc.

"Skończą jak budowniczowie autostrad"

Według Janusza Piechocińskiego, wiceprzewodniczącego sejmowej komisji infrastruktury trzeba odejść od zamawiania usług przewozów publicznych według zasady najniższej ceny. - Taka formuła sprawia, że przewoźnicy skończą jak budowniczowie autostrad - ostrzegł. Poseł zaproponował, by resort finansów do projektu rozporządzenia wprowadził przynajmniej formułę indeksacji cen o poziom inflacji, gdyż przewoźnicy często zawierają z samorządami umowy wieloletnie.

zew, PAP