- Mieliśmy pierwszą dyskusję w gronie przywódców na temat wieloletniej perspektywy finansowej. Zgadzamy się, że mamy jedyną okazję, by budżet zamienić w przyszły wzrost. Nawet jeśli relatywnie jest on mały w porównaniu z budżetami narodowymi, to może przynieść wartość dodaną, bo to budżet inwestycyjny - mówił po zakończeniu rozmów przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy. Van Rompuy dodał, że dyskusja była "polityczna" - dotyczyła nie tylko tego "ile, ale także gdzie i jak" wydawać środki unijne. - Zgadzamy się, że szybko potrzebujemy porozumienia. Musimy być pewni, że przed końcem roku będziemy dysponować tym ważnym narzędziem dla wzrostu. Wrócimy do tematu na szczytach w październiku i grudniu - podsumował Belg.
Propozycje bez liczb
Debata w sprawie nowego budżetu UE była pierwszą na szczycie formalną dyskusją w gronie przywódców państw. Zgodnie z oczekiwaniami, to jednak nie budżet, ale pilniejsze sprawy eurolandu, a zwłaszcza problemy Włoch i Hiszpanii z obsługą zadłużenia zdominowały pierwszą sesję przywódców na szczycie.
W uzgodnionym już projekcie wniosków ze szczytu, który formalnie zostanie przyjęty 29 czerwca, budżetowi poświęconych jest zaledwie kilka zdań. Dokument uznaje postęp poczyniony przez prezydencję duńską i wzywa kolejna prezydencję, Cypr, oraz przewodniczącego Rady Europejskiej Van Rompuya, by blisko współpracowali "w celu osiągnięcia porozumienia wśród krajów członkowskich przed końcem 2012 roku". Projekt wniosków, ani tzw. pudełko negocjacyjne przygotowane przez Danię nie zawiera żadnych liczb.
Polska jako największy beneficjent unijnej kasy jest żywo zainteresowana, by doszło do porozumienia. W dotychczasowych negocjacjach Warszawa starała się przekonać parterów, że budżet to najlepszy instrument wsparcia wzrostu, jakim dysponuje UE. W czasie szczytu mówił o tym także przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz, przestrzegając liderów przed cięciami. - Elżbieta Bieńkowska, minister rozwoju regionalnego nie dawniej jak przed kilkoma dniami potwierdziła, że to płatności z unijnych instrumentów na rzecz spójności zapobiegły recesji w Polsce - podkreślał Schulz. Przewodniczący PE podał też przykład Łotwy, gdzie podczas rygorystycznych cięć budżetowych, "środki unijne stanowiły niezbędną pomoc".
Ile dla Polski?
W dotychczasowych negocjacjach kilka państw płatników netto przekonuje jednak, że w kryzysie cięcia są niezbędne także w budżecie UE. Niemcy mówili wprost, że oszczędności powinny wynieść około 100 mld euro w stosunku do propozycji KE z czerwca ubiegłego roku, która opiewa na 972 mld euro na lata 2014-2020. W przygotowanym przez Duńczyków pudełku negocjacyjnym znalazła się budząca sprzeciw Polski propozycja nowego pułapu dostępu do unijnych funduszy spójności, która ograniczałaby m.in. wielkość funduszy dla Polski. Kraj nie mógłby dostać w nowym budżecie więcej niż drobny procent (do ustalenia, jaki) ponad kwotę, jaką przyznano mu na lata 2007-2013 (na Polskę przypadło wówczas najwięcej środków - prawie 68 mld euro). Tymczasem gdyby została przyjęta propozycja KE, to do Polski mogłoby trafić ponad 80 mld euro tych funduszy w latach 2014-20. Nieoficjalnie mówi się, że Polska nie powinna liczyć w ostateczności na więcej niż 75 mld euro.
PAP, arb