Strajk rozpoczął się na Autonomicznym Uniwersytecie Barcelońskim (UAB), gdzie setki studentów spędziły noc na jednym z wydziałów. Rano studenci zablokowali drogę dojazdową do uczelni, domagając się obniżenia czesnego, które w tym roku wzrosło o 700 euro do 1800 euro. Według organizatorów demonstracji, przez ostatnie dwa lata opłaty uniwersyteckie w Katalonii wzrosły o 66,7 proc. - Mamy prawo do strajku. Musimy próbować walczyć, inaczej nic się nie zmieni - powiedziała Diana Manzano, jedna z uczestniczek manifestacji. W manifeście, który został odczytany w centrum miasta, podkreślano, że protest został zorganizowany przeciwko "zagrożeniu dla edukacji publicznej i działaniom rządu, który obniża jej jakość”. Główne protesty koncentrowały się w centrum miasta oraz na terenach kampusów uniwersyteckich. Młodzi ludzie zablokowali również Ronda de Dalt, jedną z głównych tras wyjazdowych z Barcelony.
W stolicy Katalonii od 8 października strajk prowadzą również pracownicy transportu miejskiego, którzy zapowiedzieli zaostrzenie protestu 11 i 12 października. Przez te dwa dni w godzinach szczytu (między godz. 9 a 11 oraz 16 a 18) ruch metra i autobusów ma być ograniczony o 75 proc. Organizatorzy nie zgadzają się na cięcia płac dla pracowników, a zwłaszcza zlikwidowanie premii na Boże Narodzenie (tzw. trzynastki).
Według lokalnych mediów większość mieszkańców Barcelony popiera strajki i protesty. W mieście panuje chaos a wielu ludzi spóźniło się do pracy – pomimo tego w wielu oknach i na balkonach można dostrzec powiewające flagi Katalonii z hasłami wzywającymi do protestów przeciwko rządowi.
PAP, arb