Amerykański ambasador w Australii zaapelował na Facebooku, by Australijczycy przestali ściągać z internetu odcinki popularnego serialu "Gra o tron". "Niestety, równie epickie i diaboliczne, co sam serial, jest jego bezprecedensowe wykradanie przez widzów z całego świata" - czytamy na profilu Jeffrey'a Bleicha. O sprawie pisze "Gazeta Wyborcza".
Bleich zauważył następnie, że Australijczycy znajdują się w czołówce niechlubnej klasyfikacji - serial jest bardzo popularny w Australii i w związku z tym tutejsi internauci często ściągają jego pirackie wersje. I przypomniał, że superprodukcje jak "Gra o tron" potrzebują dużego budżetu i nakładu pracy. "A jednak, jak się okazuje, fani często o tym zapominają. Każdego może spotkać pokusa, by pobrać nielegalną kopię płyty czy filmu i nielegalnie dzielić się tymi materiałami; są też duże biznesy, które czerpią zyski z zachęcania ludzi do nielegalnego zamieszczania w internecie takich materiałów. Jednak źródło utrzymania artystów zależy od oparcia się tej pokusie" - podkreślił. Przypomniał też, że "kradzież jest kradzieżą".
W 2012 roku "Gra o tron" była najczęściej nielegalnie pobieranym z internetu serialem.
arb, "Gazeta Wyborcza"
W 2012 roku "Gra o tron" była najczęściej nielegalnie pobieranym z internetu serialem.
arb, "Gazeta Wyborcza"