Skarb na śmietniku

Skarb na śmietniku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Piętrzące się góry śmieci to prawdziwa żyła złota, warta nawet kilka miliardów złotych.

Złoto, srebro, rtęć, miedź, cynk, platyna, ołów, kobalt i wiele innych pierwiastków z tablicy Mendelejewa, które wykorzystywane są do produkcji elektroniki, ląduje każdego roku na wysypiskach. Dla większości konsumentów to bezużyteczne śmieci, dla wielu firm prawdziwa żyła złota. I to dosłownie. Złoto w przeciwieństwie do metali nieszlachetnych nie utlenia się wraz z upływem czasu i przewodzi prąd nawet po długim okresie użytkowania. To dlatego tak chętnie produkuje się z niego styki przewodów. Z kolei mała płytka z obwodem drukowanym zawiera 16 proc. miedzi, 4 proc. cyny, 3 proc. żelaza i ferrytu oraz 2 proc. niklu i odrobinę srebra.

Wydawać by się mogło, że to niewiele. Tyle że ze złota wydobytego z 2 tys. starych telefonów komórkowych jubiler jest w stanie zrobić dziesięć obrączek. Patrząc więc hurtowo, to naprawdę niezły interes. Każdego roku Polacy pozbywają się ponad 200 tys. ton zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego, a rodzimy rynek elektrośmieci wycenia się na 150-200 mln zł. Na całym świecie co roku utylizuje się ponad 50 mln ton elektrośmieci i liczba ta rośnie o blisko 5 proc. Nic dziwnego, że nie brakuje chętnych, by go zagospodarować. – To szansa na zyski, ale i wyzwanie dla firm specjalizujących się w odbiorze i przetwarzaniu zużytego sprzętu. Warunkiem spełnienia limitów jest dotarcie po zużyty sprzęt bezpośrednio do gospodarstw domowych – mówi Izabela Szadura, dyrektor Departamentu Kontroli Rynków Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska.

Chiny potentatem

Każdego roku wyrzucamy średnio 400 tys. zmywarek, 800 tys. lodówek, 900 tys. pralek i ponad milion kuchni i piekarników. Nie licząc oczywiście drobnej elektroniki. Mimo że od 2006 r. nie wolno ich wyrzucać na śmietnik, tylko należy je zdawać w specjalnie przygotowanych punktach (ustawa o ZSEE z 29 lipca 2005 r.), niestety nadal większa część wyrzucanej elektroniki ląduje w śmietnikach. Unijne przepisy jeszcze bardziej zaostrzyły te regulacje. Obecnie powinniśmy przetwarzać 35 proc. powstających w gospodarstwach elektrośmieci, a do 2021 r. powinno to być już 65 proc. Warto pamiętać, że trzy czwarte elektrośmieci produkowanych przez Polaków nadaje się do recyklingu. W jaki sposób są przetwarzane?

– Przez spalenie – wyjaśnia prof. Marcin Leonowicz z Wydziału Inżynierii Materiałowej Politechniki Warszawskiej. Elektrośmieci spalane są w specjalnych kotłach, tworząc stop metali. W dalszej kolejności sprzedawane są za granicę i dopiero tam wyodrębnia się z nich cenne pierwiastki. – Sprzedajemy więc surowiec, a moglibyśmy już tu, w kraju, odzyskiwać z niego czyste metale i sprzedawać je znacznie drożej – ubolewa ekspert. To zresztą popularna tendencja. Zbiera się elektronikę i sprzedaje firmom, które robią z niej użytek. Globalnym skupem od lat zajmują się Chiny. W Guiyu, największym wysypisku elektroniki na świecie, co godzinę wyrzuca się 4 tys. ton niedziałającego sprzętu. Popsutą elektronikę wysyłają głównie kraje Unii Europejskiej (przede wszystkim Niemcy, Holandia, Szwajcaria i Belgia) oraz Stany Zjednoczone. Mało tego, do niedawna to Chińczycy płacili Amerykanom za śmieci, które transportowali do siebie.

W 2011 r. Ameryka zarobiła na nich 11 mld dolarów. Choć kwota wydaje się astronomiczna, to zaledwie część tego, co Amerykanie zarobiliby, gdyby sami utylizowali elektrośmieci. Mowa nawet o 50 mld dolarów rocznie. To dlatego coraz więcej państw inwestuje w technologię,która pozwoli na samodzielną utylizację elektrośmieci. Od lat wywoziły je do Azji i Afryki, dziś zmieniają strategię, bo tracą przez nią prawdziwe skarby. Także w Polsce ruszył projekt REMET, w którego ramach eksperci z Akademii Górniczo- -Hutniczej i Politechniki Warszawskiej pracują nad technologią samodzielnego odzyskiwania surowców.

Zysk gwarantowany

Oczywiście elektrośmieci to niejedyne odpadki zalegające na wysypiskach, w których drzemie finansowy potencjał. Zarobić da się niemal na wszystkim, a pomysłowość przedsiębiorców nie zna granic. Z przepalonego oleju po frytkach da się produkować paliwo samochodowe. Kartony i aluminiowe puszki to od lat najbardziej chodliwy towar wśród drobnych dorabiaczy. Popularnością cieszy się przerób plastikowych butelek typu PET. Rynek ten szacowany jest w Polsce na 60-100 mln złotych. Jeszcze wyżej wycenia się działalność recyklingu odpadów opakowaniowych. Zużycie makulatury przez przemysł papierniczy w Polscew ostatnich latach, z uwagi na brak nowych linii produkcyjnych, niewiele się zmieniało. Rośnie natomiast odzysk, przy czym nadwyżki kierowane są na eksport, głównie do papierni niemieckich.

Z pewnością dla wielu będzie zaskoczeniem, że cennym materiałem są też zużyte opony samochodowe. Nie chodzi tylko o ich recykling dokonywany choćby poprzez ponowne bieżnikowanie, ale o spalanie. Nie mówimy o paleniu gumy na zadymach, lecz wykorzystaniu opon jako paliwa w piecu. Ich wartość energetyczna jest o wiele wyższa niż węgla. Oczywiście jest to możliwe tylko przy zastosowaniu specjalnych urządzeń i filtrów, jednak inwestycja szybko na siebie zapracuje. Technologia palenia oponami stosowana jest nie tylko w USA, Niemczech czy Japonii, ale i w naszym kraju. Wystarczy wspomnieć Cementownię Górażdże. Jeszcze innym sposobem zarabiania na starych oponach jest przerabianie ich na komponent do produkcjiasfaltu. W okolicy Środy Śląskiej powstał już tego typu zakład, a jego produkt wykorzystywany jest m.in. do budowy dróg w Wielkopolsce.

Największym zainteresowaniem cieszą się rozwiązania, które pozwalają przerobić śmieci na energię elektryczną. Tego typu zakłady już dziś działają w Trzebini, Kleszczewie, Dąbrowie Górniczej, Białymstoku, a rok temu ruszyła budowa największego obiektu w kraju. Powstaje na terenie po Hucie Stalowa Wola i zakłada się, że będzie w stanie przerobić minimum 60 tys. ton śmieci rocznie. Posegregowane na miejscu śmieci poddawane będą beztlenowej fermentacji w specjalnej cylindrycznej kolumnie fermentacyjnej o pojemności 1900 m sześc. Znajdują się tam specjalne bakterie przekształcające śmieci w biomasę. Wytworzony w ten sposób biogaz zostanie spalony w wielkich generatorach, które wyprodukują prąd. Koszt budowy to 111,5 mln złotych, ma się zwrócić już po kilku latach użytkowania.

Interes wymaga więc dużych początkowych nakładów, jednakryzyko jest znikome. To dlatego w rejestrach Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska zarejestrowanych jest ok. 1500 firm, które zarabiają w naszym kraju na śmieciach. Średnio ich obroty wahają się od kilkunastu do kilkuset tysięcy złotych. Jednak największe z nich, z międzynarodowym zapleczem, mogą się pochwalić przychodami na poziomie nawet kilkuset milionów złotych. Co ważne, żadna z zarejestrowanych firm nie odnotowuje strat, więc lepszej wizytówki branża nie może sobie wystawić. Mimo wszystko w dziedzinie odzyskiwania surowców wtórnych w porównaniu z innymi państwami Europy dopiero raczkujemy. Polacy produkują rocznie 10 mln ton odpadów. Na głowę przypada ponad 300 kg śmieci. To mniej niż średnia europejska (500 kg na głowę) i zdecydowanie mniej niż średnia amerykańska (864 kg) czy japońska (1000 kg). Nie mamy jednak specjalnych powodów do dumy, bo choć inni śmieci produkują więcej, znacznie więcej też przetwarzają. W Polsce recyklingowi poddawanych jest zaledwie 11-12 proc. śmieci, a ponad 70 proc. wszelkich odpadów komunalnych ląduje na wysypiskach. Gdzie podziewa się reszta, możemy się tylko domyślać. Dla odmiany w Niemczech czy Holandii na wysypiska trafia zaledwie 1 proc. śmieci, w Szwajcarii zero, a Szwecja jeszcze zbiera je od innych krajów (m.in. Norwegii i Danii).

Owszem wiele wątpliwości budzi recykling niektórych angielskich gmin, których mieszkańcy po prostu gubią się w liczbie kontenerów. Przykładem jest Newcastle-under-Lyme, gdzie śmieci trzeba sortować do dziewięciu różnych kubłów. Trzy kontenery na odpady (zwykłe, żywnościowe i ogrodowe) oraz sześć na tekturę, plastik, papier, szkło, puszki i tekstylia. Dla pocieszenia można jednak przywołać Tajwan, gdzie władze stolicy wprowadziły rygorystyczny system podziału na 44 kategorie! Co sprytniejsi już dziś zauważają zyski płynące ze śmieci. Wyspecjalizowanych firm będzie przybywać, podobnie jak świadomych Polaków. Wystarczy wspomnieć o małopolskim przedsiębiorcy, o którym niedawno rozpisywały się media. Segregował śmieci i zamiast płacić za ich wywóz Miejskiemu Przedsiębiorstwu Oczyszczania sprzedawał je lokalnej firmie. Zamiast 4 tys. złotych opłaty za wywóz, zaczął zarabiać 1500 zł. Ci, którzy nie wykorzystają swojej szansy, i tak będą musieli ugiąć kark przed unijnymi przepisami.

Więcej możesz przeczytać w 22/2014 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.