"Prokurator przesłucha pana Sz. w tym tygodniu. Oczekujemy na deklarację, że pieniądze wpłyną do końca tygodnia. Jeśli nie, to prokurator będzie się zastanawiał, jakie decyzje co do środka zapobiegawczego podejmować. Niewykluczone jest wystąpienie do sądu o areszt" - poinformował rzecznik gdańskiej Prokuratury Apelacyjnej Krzysztof Trynka.
Były prezes, któremu Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku, po postawieniu zarzutów, nakazała w październiku wpłacenie tytułem środka zapobiegawczego 400 tys. zł, wpłacił dotychczas 230 tys. zł. Termin wpłaty całości poręczenia przesuwano dwukrotnie.
Szlanta wystąpił o pożyczkę na opłatę poręczenia m. in do prezydentów Gdańska i Gdyni. Nie może jednak liczyć na pieniądze od nich.
"Pan prezes zwrócił się do mnie jako do prezydenta miasta, a nie osoby prywatnej razem z wiceprezesem, by udzielić pożyczki w związku z zabezpieczeniem prokuratorskim. Dołączony był wzór umowy pożyczki z numerem konta, na które ewentualnie taka kwota mogłaby być przekazana. Miasto nie zajmuje się usługami bankowymi. W ogóle nie ma prawnych możliwości jakichkolwiek pożyczek. Prywatnie też nie mam w zwyczaju pożyczania pieniędzy i nie mam takich pieniędzy, by móc pomagać ludziom" - powiedział prezydent Gdyni Wojciech Szczurek.
Rzecznik prezydenta Gdańska Maciej Turnowiecki przyznał, że pismo od byłego szefa stoczni wpłynęło do urzędu, ale nie może on liczyć na pożyczkę. "Ustawa o finansach samorządów nie przewiduje wydawania pieniędzy na takie cele" - powiedział.
Byłemu prezesowi Stoczni Gdynia i dwóm b. wiceprezesom Andrzejowi B. i Hubertowi K. za wyrządzenie wielomilionowych strat w firmie grozi do 10 lat więzienia. Andrzej B. i Hubert K. wpłacili wyznaczone przez prokuraturę kaucje w wysokości 200 i 100 tys. zł.
rp, pap