Muzyczne battle royale z gołębiami w rolach głównych. Powtórzy sukces Fall Guys?

Muzyczne battle royale z gołębiami w rolach głównych. Powtórzy sukces Fall Guys?

Screen z gry Headbangers: Rhythm Royale
Screen z gry Headbangers: Rhythm Royale Źródło:Glee-Cheese Studio/Team17
Headbangers: Rhythm Royale wydaje się mieć z Fall Guys tak dużo wspólnego, że trudno nie dostrzec mocnej inspiracji tym popularnym tytułem. Z jakiegoś powodu jednak o grze tej jest znacznie ciszej.

Kiedy tylko ptaszki zaćwierkały mi o istnieniu czegoś takiego jak Headbangers, dosłownie rzuciłem się na ten tytuł. Muzyczny battle royale? To się musiało udać! Chwilę poobserwowałem rozgrywkę na streamie u 9kier i już wiedziałem, że to coś w sam raz dla mnie. Gdy dodatkowo dowiedziałem się, że gra jest dostępna w Game Passie, od razu uruchomiłem pobieranie.

Headbangers: Gra i buczy

Jako fan PUBG i Warzone'a, zagrywający się Trombone Champ i różne odmiany Guitar Hero po prostu nie mogłem przejść obojętnie obok Headbangers: Rhythm Royale. Niezależnie od tego, jak brzmiałaby i wyglądała taka gra, wydaje się po prostu zbyt ciekawa, nowatorska. A ustalmy, że brzmiała i wyglądała całkiem znośnie.

Grafika „Gołębi” bardzo przypomina popularne „Fasolki”, czyli Fall Guys – hit sierpnia 2020 roku. Dla jednych będzie to zaletą, dla innych wadą – na pewno jednak gra spełnia minimalne wymogi estetyczne. Mogłaby oczywiście nieco bardziej odróżniać się od tamtego tytułu, ale twórcy zdecydowali się podążyć najbezpieczniejszą ścieżką. W myśl znanej zasady, że podobają nam się te melodie, które już znamy.

Co do warstwy muzycznej jednak, to muszę się przyczepić. Jak na grę rytmiczną, czyli także muzyczną, nieco za dużo tu zgrzytów i brzdęknięć. W grze znajduje się sporo dźwiękowych zapychaczy i moim zdaniem niepotrzebnych hałasów, co przy dłuższej rozgrywce staje się zwyczajnie męczące. Prawdopodobnie jednak chodzi o chęć zaangażowania młodszego, przebodźcowanego użytkownika. 30-letni seniorzy muszą więc uzbroić się w cierpliwość, albo zdecydować na krótsze sesje z grą.

Rhythm Royale, czyli zostań ostatnim gołębiem

Najważniejsza przecież jest tutaj właśnie rozgrywka. Każdą bitwę zaczynamy w gronie 30 gołębi, by po pierwszej konkurencji zmniejszyć grupę do 20, później 10 i ostatecznie finałowej piątki. Rywalizacja nie pozwala nam nawet na chwilę relaksu. Każde, nawet najmniejsze rozproszenie się to pewne odpadnięcie. W pierwszych podejściach zresztą często przegrywamy przez nieznajomość zasad, innych dla każdej minigierki. Szybko nadrabiamy jednak i łapiemy rytm.

Twórcy przygotowali pulę 23 konkurencji. Niestety już w ciągu pierwszych godzin zaczynają się one powtarzać i po pewnym czasie powszednieją. Przydałoby się jeszcze większe zróżnicowanie i kreatywność, jeśli gra ma „pożyć” dłużej, niż do świąt Bożego Narodzenia. Zgadywanie dźwięków i różne formy naśladownictwa to nieco mało, jak na gatunek zakładający doskonalenie się i wielokrotne powtórzenia. Początki z nowymi dźwiękami są oczywiście super, ale nikt nie lubi zdartych płyt, prawda?

Łap gołębia!

Za granie i wygrywanie otrzymujemy oczywiście nagrody, które podobnie jak w Fall Guys (wybaczcie, że tak wracam do tego tytułu, ale po prostu nie da się uniknąć porównań) pomogą nam się odróżnić od pozostałych uczestników rozgrywki. Nie jest to jednak żadna motywacja dla kogoś, kto grał już w podobne produkcje. I znów – być może celem są po prostu młodsi gracze. Wydaje się jednak, że tytuł ten mógłby robić nieco więcej, by zachęcić gracza do ponownego rzucenia się w wir 30-osobowej rywalizacji.

W przypadku Fall Guys takim motywatorem byli oczywiście znajomi. Nie ma nic lepszego niż zmagania z kumplami i koleżankami, w których możemy zdobyć puchar i zademonstrować swoją muzyczno-rytmiczną wyższość. O ile jednak „Fasolki” były natychmiastowym hitem i niemal każdy chciał spróbować sięgnąć po koronę zwycięzcy krótko po premierze, o tyle wokół Headbangers jest niepokojąco cicho. A nie jest to raczej tytuł do grania solo. Pokonać 29 nieznanych nam ludzi to nie to samo, co pokonać nawet jednego przeciwnika „z krwi i piór i kości”.

Lepsza fasolka w garści niż gołąb na dachu

Fall Guys samo w sobie nie było chyba nawet aż tak dobrą grą, ale możliwość współzawodnictwa ze znajomymi na Steamie tworzyła efekt kuli śnieżnej i przyciągała do zabawy ogromne rzesze ludzi. Headbangers miało potencjał na identyczny scenariusz, ale z jakiegoś powodu nie poszło w ślady tamtej hitowej produkcji. Być może gra cały czas czeka, aż odkryją ją więksi streamerzy. Może potrzebna jest jakaś większa obniżka ceny, bo nie każdy przecież korzysta z Game Passa. Nie zdziwiłbym się, gdyby ten młody w sumie tytuł jeszcze wybił się i poszybował na szczyty rankingów popularności.

Niestety nie zdziwi mnie też, jeśli już nikt więcej o nim nie usłyszy. Fajny wyjściowy pomysł musiałby zostać poparty dalszą pracą, dodatkową zawartością i jakąś kampanią marketingową, by gra nie przepadła wśród dziesiątek wychodzących co miesiąc nowości. Może i nie ma niesamowitej wartości, jeśli chodzi o ponowne jej ogrywanie – tzw. replayability. Nawet jednak, jeśli nie stanie się klasykiem granym przez kolejnych kilka lat, to na pewno mogłaby zostać przebojem przynajmniej kilku imprez. Pokiwajcie głową, jeśli się zgadzacie.

Czytaj też:
Najlepszy serial, o jakim pewnie nawet nie słyszeliście. Zacznijmy wreszcie o nim mówić
Czytaj też:
Co z tym Lords of the Fallen? Przybłęda w soulsowej rodzinie dzieli fanów gatunku

Źródło: WPROST.pl