Na początku tego tygodnia Europejska Organizacja Konsumentów (Le Beuc) opublikowało podsumowanie konsumenckich testów 250 produktów zakupionych przez internet u największych graczy, takich jak: Amazon, eBay, AliExpress i Wish. Wyniki są alarmujące - 166 z nich nie przeszło europejskich testów bezpieczeństwa. W badaniu udział wzięło sześć grup konsumenckich należących do sieci Le Beuc.
Przetestowano artykuły elektryczne, zabawki, kosmetyki i inne produkty zakupione za pośrednictwem wspomnianych internetowych platform handlowych. Produkty zostały wybrane pod kątem potencjalnych zagrożeń, np. czy mogą doprowadzić do pożaru, porażenia prądem czy uduszenia. I tak na przykład okazało się, że alarmy dymu i tlenku węgla nie wykrywały dymu lub tlenku węgla, zabawki zawierały ponad 200 razy więcej chemikaliów niż pozwalał na to dozwolony limit, a bank mocy stopił się podczas testowania.
Czytaj też:Amazon wejdzie na polski rynek. Firma negocjuje z Pocztą Polską
Le Beuc zauważa, że wprawdzie platformy e-commerce zazwyczaj usuwają z oferty niebezpieczne produkty, o których zostaną poinformowane, to po jakimś czasie i tak wracają do ich sprzedaży. Dlatego jednym z głównych problemów jest to, że giganci e-commerce nie czują się w wystarczającym stopniu odpowiedzialni za bezpieczeństwo produktów sprzedawanych na ich platformach i nie weryfikują w wystarczającym stopniu swoich sprzedawców.
Czytaj też:Unia Europejska zajmie się AliExpressem. Organizacje konsumenckie grożą protestem
- Testy grup konsumentów pokazały, że zakupy online nie są tak bezpieczne, jak te robione w realny świecie. Ponieważ platformy e-commerce nie zapobiegają pojawianiu się niebezpiecznych produktów na ich stronach. Jeśli weźmiesz na przykład czujniki dymu, które nie potrafią wykryć dymu, łatwo przewidzieć jak katastrofalne to może mieć konsekwencje – powiedziała Monique Goyens, dyrektor generalna Europejskiej Organizacji Konsumentów. I dodała: - Najwyższy czas, aby Unia obciążyła gigantów e-commerce odpowiedzialnością za niebezpieczne produkty sprzedawane na ich stronach, a władze poddały je większej kontroli. Spowoduje to, że platformy będą bardziej ostrożne w przyszłości i zaczną zapobiegać przede wszystkim narażaniu konsumentów na niebezpieczeństwo.
Jak wyglądały testy?
Ładowarki USB, ładowarki podróżne i banki energii, które mogą się przegrzać lub spowodować porażenie prądem: testem objęto 12 produktów w każdej kategorii (łącznie 36 produkty). Trzy na cztery produkty „oblały” próbę bezpieczeństwa. Sprawdzane produkty były często tanie i od nieznanych marek lub tzw. niemarkowe.
Plastikowe zabawki dla niemowląt i dzieci, które zostały naszpikowane chemikaliami: przetestowano 29 zabawek pod kątem ftalanów, chemikaliów używanych do tego, aby zabawki były miękkie i giętkie. Ponieważ podejrzewa się, że niektóre ftalany zaburzają gospodarkę hormonalną, nie wolno ich stosować w zabawkach dla dzieci poniżej 3 lat i tylko w niewielkich ilościach w produktach przeznaczonych dla starszych dzieci. 9 zabawek przekroczyło jednak te limity, niektóre nawet 200-krotnie.
Odzież dziecięca z długimi sznurkami: 14 z 16 elementów odzieży, takich jak bluzy, nie spełniało unijnych przepisów bezpieczeństwa, ponieważ ich sznury były zbyt długie lub znajdowały się w miejscach, które zwiększa ryzyko uduszenia.
Alarmy dotyczące dymu i tlenku węgla (CO), które nie działają: wszystkie z 7 przetestowanych alarmów CO nie wykryły śmiertelnych ilości gazu. Cztery z nich były zbyt ciche. Wszystkie 4 testowane czujniki dymu nie wykrywały dymu ze spalania drewna, bawełny lub plastiku.
Produkty wybielające zęby, które mogą być szkodliwe: 7 na 10 produktów zawierało zbyt wysoki poziom nadtlenku wodoru w stosunku do dozwolonej dawki w użytku domowym. Były 14–70 razy wyższe od założonego limitu. Zbyt wysokie stężenie nadtlenku wodoru może powodować podrażnienie dziąseł lub nadwrażliwość zębów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.