„Maćkowa Chata” działa w Janowcu nad Wisłą od prawie 20 lat. Niewielki, rodzinny lokal, trochę na uboczu turystycznego zagłębia po drugiej stronie Wisły. Żeby się tu dostać, trzeba przeprawić się promem przez rzekę z obleganego przez większość roku Kazimierza Dolnego. Ci, którzy się na to decydują, zwykle wracają jeszcze nie raz.
Właściciele stawiają na lokalność w każdym aspekcie. – „Maćkową” tworzy łącznie 7 osób. Wszyscy są stąd. Może to niewiele, ale Janowiec to mała miejscowość i kiedy dla tylu osób nagle brakuje pracy, robi się problem – mówi Anita Śliwka z „Maćkowej Chaty”. W tym roku problem pojawił się w połowie marca. Wobec rosnącej liczby zakażonych koronawirusem, premier zdecydował o wprowadzeniu twardego lockdownu. Efektem było m.in. zamknięcie gastronomii. – Nie działamy na okrągło, od ponad 20 lat zaczynamy sezon w kwietniu i tym razem miało być tak samo. Przygotowania trwały już pełną parą, bo otwarcie knajpy to przecież nie kwestia kilku dni – opowiada właścicielka. Informacja o zamrożeniu restauracji pokrzyżowała jej plany, ale mocno odbiła się też na pracownikach. Wszyscy mają rodziny na utrzymaniu, w domowych budżetach założone dochody od kwietnia do listopada (wtedy „Maćkowa” się zamyka) i brak widoków na inną pracę w najbliższej okolicy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.