Wczoraj wydawało się, że jest blisko do zburzenia sielanki na rynkach finansowych. Informacja, że USA nakazały Chinom zamknąć konsulat w Houston w Teksasie, zakrawała na czynnik ryzyka, który przebudzi obawy o poważniejszy konflikt dyplomatyczny zagrażający umowie handlowej Pierwszej Fazy. USA tłumaczyły się ochroną własności intelektualnej i podejrzeniami, że konsulat jest bazą dla chińskich hakerów.
Pekin oskarżył Waszyngton o „polityczną prowokację”. A rynki? Wstępne zakłopotanie szybko zostało odrzucone na bok, a przed końcem dnia S&P500 poprawił pięciomiesięczne szczyty. Risk-on windował dalej ceny złota i akcji kosztem osłabienia dolara. EUR/USD jest najwyżej do ponad dwóch lat; wysoko znalazł się też AUD/USD – najlepszy dowód, że rynek nie dyskontuje strachu o Chiny. Dziś rano sugestie, że Chiny w odwecie zamkną amerykański konsulat na swoim terytorium praktycznie przeszły bez echa.
Wygląda na to, że ryzyko geopolityczne nie może przeważyć nad generalnym entuzjazmem związanym z dotychczasowymi motorami wzrostu – sukcesem UE w uzgodnieniu funduszu naprawczego, nadziejami na nowy pakiet fiskalny w USA i pozytywnymi doniesieniami z prac nad szczepionką na COVID-19. Choć prezydent Trump osobiście zasugerował, że zamknięcie innych konsulatów jest „zawsze możliwe”, wydaje się mało realne, aby konflikt miałby się zaostrzyć na istotniejszym dla rynków polu handlowym.
Cios dla Chin
Zerwanie umowy Pierwszej Fazy to nie tylko cios w Chiny, ale też szkody dla amerykańskich eksporterów, w tym w szczególności farmerów ze stanów, gdzie Trump troszczy się o utrzymanie wysokiego poparcia przed jesiennymi wyborami. Jakkolwiek dla innej grupy wyborców (tych z Teksasu) ostre stanowisko wobec Chin jest oczekiwanym postepowaniem, Trump musi znaleźć pośrednie położenie, by w ostatecznym rozrachunku nie strzelić sobie w kolano.
Inwestorzy najwyraźniej zdają sobie sprawę z tych kalkulacji i nie odczytują zamknięcia konsulatu jako wstępu do nowej wojny dyplomatyczno-handlowej. Pozostajemy w schemacie wyceny lepszego jutra wspartego bezprecedensową stymulacją fiskalno-monetarną. Nadpłynność dolara jest uwalniana poprzez transfer na inne rynki, co wzmacnia nie tylko EUR, ale też bardziej ryzykowne AUD, ZND, SEK i NOK. Lepsze nastroje umacniają też waluty rynków wschodzących, co widać po spadku EUR/PLN pod 4,42.
Mimo to dalej sceptycznie podchodzimy do szans dla kontynuacji aprecjacji. Złoty dotarł już do poziomów, przy których w czerwcu pojawiły się pierwsze werbalne interwencje RPP. Ponadto przy stopach procentowych sprowadzonych niemal do zera i aktywnym programie skupów aktywów na arenie walut emerging markets inwestorzy mają atrakcyjniejsze waluty do wyboru jak np. rosyjski rubel czy meksykańskie peso.
Czytaj też:
Chińska ambasada w USA otrzymuje groźby śmierci. „Amerykański rząd podsyca nienawiść”