Od poprzedniego posiedzenia dane o aktywności gospodarczej były bardzo dobre. Dynamika produkcji przemysłowej w marcu była nie tylko silna dzięki efektom bazy (18,9 proc.), ale wyszła wyraźnie powyżej mediany prognoz (13,1 proc.) i jest dowodem silnej sytuacji w sektorze, który jest napędzany zamówieniami eksportowymi.
Dane z rynku pracy, a dokładniej wzrost wynagrodzeń o 8 proc. r/r (prog. 5,3 proc.) wskazuje na istotny udział przepracowanych nadgodzin. Rozgrzana gospodarka może w kolejnych miesiącach zgłaszać zapotrzebowanie na nowych pracowników, co będzie solidnym wsparciem dla konsumpcji. Już teraz sprzedaż detaliczna zaskakuje in plus (17,1 proc. r/r, prog. 12,5 proc), dowodząc, że kolejne rundy restrykcji mają coraz mniejszy wpływ na konsumpcję.
Popyt przerasta podaż
Drugą stroną medalu jest silna presja kosztowa (wysoki popyt zgłaszany na towary przy braku dostępności u źródła, niedobory surowców, zakłócenia w dostawach), co przenika do inflacji konsumenckiej. W kwietniu inflacja CPI podskoczyła do 4,3 proc. r/r z 3,2 proc. Duża w tym zasługa paliw (3,6 proc. m/m) i żywności (1 proc.), ale nawet po odrzuceniu składników niebazowych presja pozostaje wysoka (w kwietniu prognozujemy 3,7 proc. r/r) i na poziomach 3,5 proc. lub trochę wyżej utrzyma się przynajmniej do końca tego roku.
Stopy procentowe niezmienne do 2022 roku?
I ten ostatni aspekt powinien skłaniać RPP do dyskusji. Perspektywa pozostawania inflacji CPI na ok. 4,5 proc. i bazowej powyżej dopuszczalnego zakresu wahań inflacji od celu jest przesłanką do zmiany nastawienia. Sądzimy jednak, że w komunikacie po kwietniowym posiedzeniu Rady zwycięży gołębi ton bagatelizujący ryzyka podwyższonej inflacji i podkreślający wpływ czynników przejściowych, na które polityka monetarna nie może oddziaływać.
Prezes NBP Adam Glapiński pozostaje nieugięty w deklarowaniu stabilności stóp do końca obecnej kadencji, tj. około połowy 2022 r. Dopiero gdyby RPP otrzymała wyraźne ostrzeżenie, że inflacja wymyka się spod kontroli, można liczyć na zwrot w polityce. Takim sygnałem może być nowa projekcja ścieżki inflacji od NBP, której jednak nie zobaczymy wcześniej, jak w lipcu. Do tego czasu nie warto oczekiwać od Rady czegoś innego, niż głosi prezes Glapiński, który ponad wszystko stawia wsparcie ożywienia gospodarczego i zagwarantowanie niskiego oprocentowania obligacji skarbowych. I głównie z tego powodu nie spodziewamy się podwyżki stóp procentowych przed drugą połową przyszłego 2022 r.
Odmienne sygnały z USA
Na globalnych rynkach zamieszanie wprowadziły komentarze sekretarz skarbu USA i byłej prezes Fed J. Yellen, która powiedziała, że w przyszłości może się zdarzyć, że stopy procentowe będą musiały nieco wzrosnąć, aby gospodarka się nie przegrzała. Później Yellen sprostowała, że nie przewiduje ani nie rekomenduje podwyżki stóp procentowych, ale rynkowi jastrzębie zaczęli szukać punktu zaczepienia dla wzrostu rentowności i kupowania USD. Ale tutaj także nie można zapominać, kto ma decydujące słowo w banku centralnym.
Bardziej niż polegać na opinii Yellen, która już nie przewodzi Fed, wolę ufać stanowisku prezentowanemu przez aktualnego szefa Rezerwy Federalnej J. Powella, który obecnie nie chce nawet dyskutować o zwrocie w polityce monetarnej. Ponadto założę się, że Yellen krzywi się na samą myśl, aby miała ingerować w niezależność banku centralnego. Fundamentalnie od wczoraj nic się nie zmieniło i USD prędko nie dostanie wsparcia ze strony Fed.
Czytaj też:
Inflacja rośnie, a Polacy ruszą do sklepów. Czy to pora na podwyżkę stóp procentowych?