Międzynarodowe śledztwo dziennikarskie rozpoczął brytyjski dziennik „The Guardian”, opisując wyciek ponad 120 tys. dokumentów z okresu 2013 - 2017, kiedy to prezesem firmy był Travis Kalanick. Na jaw wyszło wiele nieprawidłowości, m.in. fakt, że władze firmy doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że w wielu krajach działają nielegalnie.
Zarząd wykorzystywał też wszelkie dostępne środki, by lobbować za korzystnymi dla siebie zmianami w przepiach u najważniejszych światowych polityków. Travis Kalanick miał się spotykać m.in. z Emmanuelem Macronem, czy Joe Bidenem.
Polski wątek
W media ujawniły, że w aferze pojawia się polski wątek. Chodzi o skargi, jakie firma złożyła na władze Francji Niemiec i Hiszpanii. Rozważano też pozwanie Belgii i Włoch.
Jak podaje francuski dziennik „Le Monde”, dokumenty, do których dotarli dziennikarze, sugerują, że pozwy wniesione przez Ubera przeciw Francji, Niemcom i Hiszpanii były częściowo zainspirowane przez komisarz UE, Polkę Elżbietę Bieńkowską.
„Znakomite spotkanie z Bieńkowską” - napisał główny lobbysta Ubera w Europie Mark MacGann, po spotkaniu unijnej komisarz z Kalanickiem.
„Było bardzo pozytywne i konstruktywne. Według niej skargi na złamanie przepisów rynku wewnętrznego stanowią najbardziej klarowny i najszybszy sposób osiągnięcia naszych celów” - czytamy w innej notatce, opublikowanej przez „Le Monde”.
Komisja Europejska odpowiada
Jak twierdzi rzecznik Komisji Europejskiej, jej przedstawiciele nigdy nie zachęcali Ubera do składania pozwów przeciwko krajom członkowskim. Mieli jedynie „wspomnieć o takiej możliwości”.
„Jeżeli firma lub organizacja obawia się, że jej interesy są zagrożone przez przepis krajowy lub wspólnotowy, to odpowiedzialnością Komisji jest poinformować ją o możliwych rozwiązaniach” - tłumaczył.
Czytaj też:
Facebook w kryzysie. Co robi źle? Wszystkie grzechy technologicznego giganta