Serwis Business Insider Polska przypomina zawirowania z ostatnich lat dotyczące przepisów o wycince drzew w Polsce. Do 2016 roku były one dość jasne – na wycięcie drzew lub krzewów powyżej określonej grubości pnia, nawet jeśli znajdują się one na własnej działce, trzeba było mieć zezwolenie od gminy (wydawał je wójt, burmistrz bądź prezydent miasta). Brak takiego zezwolenia – w przypadku kontroli – skutkował gigantyczną karą (portal przytacza historię właścicieli ukaranych kwotą 145 tys. zł).
Wycinka drzew. Liberalizacja przepisów
Pod koniec 2016 roku wprowadzono ustawę zwaną jako lex Szyszko (od nazwiska ówczesnego ministra środowiska), która liberalizowała prawo w zakresie wycinki drzew – właścicielom nieruchomości przestały grozić kary za wycinkę. Zaczęło się masowe karczowanie, a tylko przez pierwsze dwa miesiące z powierzchni Polski zniknęło nawet 1,5 mln drzew.
W tej sytuacji rządzący uznali, że konieczne jest jednak nieznaczne zaostrzenie przepisów. Wprowadzono m.in. instytucję „zgłoszenia wycinki". Takiemu zgłoszeniu podlegają wszystkie drzewa, których obwód pnia, liczony na wysokości 5 cm od ziemi, przekracza:
-
80 cm – w przypadku topoli, wierzb, klonu jesionolistnego oraz klonu srebrzystego;
-
65 cm – w przypadku kasztanowca zwyczajnego, robinii akacjowej oraz platanu klonolistnego;
-
50 cm – w przypadku pozostałych gatunków drzew.
Gminie przysługuje 14 dni na sprzeciw wobec takiej wycinki. Wówczas na działkę przyjeżdża urzędnik i dokonuje oględzin. Sprawdza faktyczny obwód pni oraz weryfikuje gatunek drzew.
Wycięcie czterech tui kosztowało ich niemal 8 tys. zł
Choć obecne przepisy są znacznie bardziej liberalne niż jeszcze siedem lat temu, wciąż są tacy, którzy o obowiązku zawiadomienia gminy dowiadują się po fakcie i w konsekwencji płacą spore kary. Serwis przypomina o parze emerytów z Lubelszczyzny, którzy za wycięcie czterech tui musieli zapłacić prawie 8 tys. zł.
Business Insider Polska zwraca uwagę, że zezwolenia na wycinkę są wydawane przez gminę przede wszystkim w przypadku inwestycji prowadzonych np. na terenach gminnych, ale również wszelkie wycinki w parkach krajobrazowych czy rezerwatach przyrody. Wycinka może sporo kosztować. Stawki zależą od rodzaju drzewa lub krzewu oraz jego grubości. Z przytoczonego przez portal wyciągu z rozporządzenia ministra środowiska (określa stawki za każdy centymetr obwodu pnia, mierzony na wysokości 130 cm od ziemi) wynika, że przykładowo za za wycięcie wieloletniego cisu o obwodzie 150 cm trzeba zapłacić nawet 30 tys. zł.
Czytaj też:
Młody ekolog do polityków: Czuję się oszukany. Kto dba o środowisko?