Od tej pory osoby, które zapłaciły zawyżoną opłatę, domagają się od powiatów zwrotu nadpłaty. Problem polega na tym, że powiaty nie mają w budżecie pieniędzy na te zwroty. Nie wolno im też zaciągnąć na ten cel kredytu długoterminowego. Powiaty liczą na to, że skoro opłaty były zawyżone nie z ich winy, to budżet państwa zrekompensuje im ten wydatek. Podobnie argumentował poseł Sługocki w interpelacji do ministra finansów. - Zaistniała sytuacja w żaden sposób nie jest spowodowana błędnym działaniem samorządów, a jest skutkiem wadliwego prawnie rozporządzenia, którego autorem było ministerstwo, a do którego stosowania zobowiązane były organy rejestrujące pojazdy - napisał Sługocki.
W odpowiedzi wiceminister finansów Hanna Majszczyk poinformowała, że resort finansów nie przewiduje wprowadzenia przepisów, które miałyby rekompensować powiatom ten wydatek. - Zwiększenie opłaty za kartę pojazdu do kwoty 500 zł nie wiązało się z dodatkowymi zadaniami dla powiatów, a wynikające z tego tytułu znacznie zwiększone środki stanowiły dodatkowe dochody powiatów - napisała Majszczyk w odpowiedzi na interpelację. Wiceminister przypomniała, że pobierana przez powiaty opłata w wysokości 500 zł była zdecydowanie wyższa do kosztów druku i dystrybucji jednej karty. Z tego właśnie powodu Trybunał ją zakwestionował. Powiaty pobierały więc dodatkową daninę publiczną, która była dla nich dodatkowym źródłem dochodów - podkreśliła Majszczyk.
ja, PAP