Według danych Biełstatu, średnia pensja na Białorusi wyniosła w grudniu 2011 r. 2,87 mln rubli, czyli równowartość 340 dol. To o ponad 200 dol. mniej niż rok wcześniej, kiedy to pensje były podwyższane w związku z obietnicą władz, że do końca roku średnia płaca w sektorze budżetowym sięgnie równowartości 500 dolarów. Obserwatorzy wiązali wtedy wzrost wynagrodzeń z wyborami prezydenckimi 19 grudnia 2010 r. Na wrzesień 2012 r. planowane są wybory parlamentarne.
Białoruś borykała się w 2011 roku z poważnymi problemami na rynku walutowym i deficytem handlowym. Inflacja w ubiegłym roku wyniosła 108,7 proc., a kurs dolara wzrósł o 187,33 proc. Prezydent przypomniał, że rząd postawił przed sobą zadanie zmniejszenia inflacji do 19 proc. w roku 2012 r. Wyraził jednak przekonanie, że należałoby obniżyć ją jeszcze bardziej. - Postawiliśmy zadanie: 19-20 proc. inflacji. Ale myślimy o 13-15 proc. Tak byłoby lepiej - oznajmił.
Tymczasem inflacja w styczniu 2012 r. wyniosła według głównego urzędu statystycznego Biełstat 1,9 proc. - Jeśli ceny nadal będą tak rosnąć, to obawiam się, że nie zdołamy dotrzymać zaplanowanego wzrostu cen o 19 proc. - powiedział Łukaszenka. Jak wynika z najnowszego sondażu niezależnego białoruskiego ośrodka NISEPI, 81,5 proc. Białorusinów uważa, że gospodarka ich kraju jest w kryzysie. 59,8 proc. ankietowanych oceniło też, że ich sytuacja materialna w ciągu ostatnich 3 miesięcy pogorszyła się. Jednocześnie większość badanych (53,7 proc.) odpowiedzialnością za kryzys obarcza Łukaszenkę.
pap, ps