Pod koniec tego tygodnia w Brukseli odbędzie się szczyt europejskich przywódców, na którym ma się rozpocząć dyskusja o kolejnym siedmioletnim budżecie Unii Europejskiej. Dla Polski jest to o tyle istotne, że jej efekt może przesądzić o gospodarczym powodzeniu Polski do 2020 r.
Ostatni unijny budżet był dopinany w grudniu 2005 r. To wtedy ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz krzyknął pamiętne 'yes, yes, yes'. Udało się bowiem wtedy wywalczyć, że do 2013 r. Polska będzie jednym z największych unijnych beneficjentów. W sumie uzyskała ponad 67 mld euro funduszy pomocowych do wykorzystania. Według szacunków dzięki tym środkom wzrost polskiego PKB był w ostatnich latach o 0,6?0,8 proc. wyższy. Niektórzy ekonomiści wręcz uważają, że to dzięki tym pieniądzom Polsce udało się uniknąć recesji, która dopadła inne europejskie państwa.
Unijna perspektywa budżetowa, którą dopinał premier Marcinkiewicz, powoli dobiega jednak końca. Przywódcy UE zaś rozpoczynają dyskusję, jak przez kolejne siedem lat, tzn. do 2020 r., będą wyglądać europejskie finanse. Tym bardziej że znane są już wyniki wyborów prezydenckich we Francji i wiadomo, jak może się dalej rozwijać sytuacja w Grecji. Według projektu Polsce ma w tym czasie przypaść do wykorzystania jeszcze więcej pieniędzy, bo aż 80 mld euro. Wiadomo jednak, że kwota ta zostanie okrojona. Kraje starej UE, które najwięcej dokładają do wspólnej kasy, domagają się bowiem, by z powodu kryzysu unijny budżet został ścięty o 100 mld euro. Najwięcej na tym straciłaby Polska. Okazuje się, że mogą nam również zagrozić coraz wyższe aspiracje mniejszych europejskich krajów, takich jak Litwa, Łotwa czy Estonia, które przystępowały do UE razem z nami. Jeśli one miałyby zyskać, odbędzie się to kosztem Polski.
Polsce eurodeputowani zwracają uwagę, że nasz kraj tak naprawdę czekają aż dwie batalie: pierwsza o to, ile będzie wynosić kolejny unijny budżet, druga ? na co zostaną przeznaczone te pieniądze. Wiadomo, że będzie ich mniej na rozwój infrastruktury. Więcej natomiast na badania, innowacje i nowoczesne technologie.
? Sprawa jest naprawdę istotna, ale też skomplikowana. I niestety na razie nie wygląda to kolorowo ? mówi europoseł Marek Siwiec. Zdaniem Kazimierza Marcinkiewicza dla Polski najistotniejsze jest przekonanie kanclerz Niemiec Angeli Merkel do zakończenia dyskusji o kolejnym unijnym budżecie w tym roku. Przyszły bowiem będzie w Niemczech rokiem wyborczym, co może utrudnić rozmowy o europejskich finansach, ponieważ to Niemcy najwięcej dopłacają do wspólnej kasy UE.
Unijna perspektywa budżetowa, którą dopinał premier Marcinkiewicz, powoli dobiega jednak końca. Przywódcy UE zaś rozpoczynają dyskusję, jak przez kolejne siedem lat, tzn. do 2020 r., będą wyglądać europejskie finanse. Tym bardziej że znane są już wyniki wyborów prezydenckich we Francji i wiadomo, jak może się dalej rozwijać sytuacja w Grecji. Według projektu Polsce ma w tym czasie przypaść do wykorzystania jeszcze więcej pieniędzy, bo aż 80 mld euro. Wiadomo jednak, że kwota ta zostanie okrojona. Kraje starej UE, które najwięcej dokładają do wspólnej kasy, domagają się bowiem, by z powodu kryzysu unijny budżet został ścięty o 100 mld euro. Najwięcej na tym straciłaby Polska. Okazuje się, że mogą nam również zagrozić coraz wyższe aspiracje mniejszych europejskich krajów, takich jak Litwa, Łotwa czy Estonia, które przystępowały do UE razem z nami. Jeśli one miałyby zyskać, odbędzie się to kosztem Polski.
Polsce eurodeputowani zwracają uwagę, że nasz kraj tak naprawdę czekają aż dwie batalie: pierwsza o to, ile będzie wynosić kolejny unijny budżet, druga ? na co zostaną przeznaczone te pieniądze. Wiadomo, że będzie ich mniej na rozwój infrastruktury. Więcej natomiast na badania, innowacje i nowoczesne technologie.
? Sprawa jest naprawdę istotna, ale też skomplikowana. I niestety na razie nie wygląda to kolorowo ? mówi europoseł Marek Siwiec. Zdaniem Kazimierza Marcinkiewicza dla Polski najistotniejsze jest przekonanie kanclerz Niemiec Angeli Merkel do zakończenia dyskusji o kolejnym unijnym budżecie w tym roku. Przyszły bowiem będzie w Niemczech rokiem wyborczym, co może utrudnić rozmowy o europejskich finansach, ponieważ to Niemcy najwięcej dopłacają do wspólnej kasy UE.