W Polsce przez lata uważano, że tatuaże robią sobie albo kryminaliści, albo marynarze. Mgiełki wytatuowane przy oczach oznaczają grypsującego więźnia. Jaskółka na piersi – marynarza, który przepłynął 5 tys. mil morskich. Ale historia tatuażu sięga jeszcze czasów, kiedy na świecie nie było nawet łodzi, a tym bardziej więzień. Ciekawego odkrycia dokonali niedawno austriaccy naukowcy, badający ciało prehistorycznego Tyrolczyka. Ötzi jest uważany za najstarszego człowieka na Ziemi. Zmarł ponad 3 tys. lat p.n.e. Jego szczątki odnaleziono prawie 30 lat temu. Od tamtej pory „człowiek lodu” cały czas odkrywa przed badaczami kolejne zagadki naszej cywilizacji. Na początku myślano, że jego ciało jest pokryte rozległymi bliznami. Teraz okazało się, że to wcale nie blizny, tylko 61 tatuaży. Jak ustalili naukowcy z Grazu, najprawdopodobniej zostały wykonane sadzą. To dowód na to, że już ponad 5 tys. lat temu tatuaże stanowiły ważny element różnych kultur. Dla niektórych miały znaczenie religijne, dla innych magiczne.
Dzisiaj, według ostatnich danych CBOS, prawie co 10. Polak przyznaje się do tego, że na ciele ma przynajmniej jeden tatuaż. Jedna trzecia deklaruje, że ma ich nawet więcej. W USA prawie połowa młodych Amerykanów w wieku 18-35 lat mówi, że korzystała już z usług tatuatorów. Na tym trendzie rośnie cała branża studiów tatuażu, ale też gabinetów do ich usuwania.
Recydywiści i gitowcy
Tusz pod skórę wpuszczali sobie Wikingowie, Słowianie, Germanie czy Galowie. Oznaczali się tak również pierwsi chrześcijanie. W Polsce tatuaż zaczął zyskiwać na popularności pod koniec XX w. Ale ta popularność rosła w dość hermetycznych kręgach. – Rzeczywiście, czasy PRL to skojarzenia tatuaży z recydywistami, gitowcami czy marynarzami. Wtedy tatuaż był swego rodzaju symbolem ostrzegawczym – „lepiej się nie zbliżać” – mówi dr Michał Lutostański, socjolog z Uniwersytetu SWPS.
Odbiór społeczny zaczął się mocno zmieniać po 1989 r. Tatuaże mogliśmy nagle oglądać w telewizji w zagranicznych filmach albo teledyskach. No a potem przyszedł internet i już kompletnie wszystko pozmieniał. Polacy zobaczyli, że tatuują się nie tylko więźniowie, ale też ich ulubieni piosenkarze, sportowcy, idole z dzieciństwa. Wytatuowani przestali być stygmatyzowani. A tatuaż stał się czymś więcej niż topornym obrazkiem serduszka przebitego strzałą.
Kaja Ziomek, 22-letnia łyżwiarka szybka, uczestniczka zimowych igrzysk olimpijskich w Korei Południowej w 2018 r. i medalistka mistrzostw Polski, przyznaje się do trzech tatuaży. Jednym z nich są kółka olimpijskie nad ścięgnem Achillesa. – Zrobiłam je, żeby przypominały mi, co już osiągnęłam oraz jak wiele mam jeszcze do zrobienia, żeby spełnić swoje marzenia – mówi łyżwiarka. Twierdzi, że tatuaże są dla niej formą wyrażenia siebie, a nie tylko ozdobą. Każdy z nich symbolizuje coś ważnego. – XXI w. przyniósł nam prawdziwą zmianę. Salony tatuażu przeżyły rozkwit, pojawiły się mody na nowe wzory – oldschoolowe rodem z kultury rock’a’billy, proste geometryczne kształty, postacie z bajek Disneya. Tatuaż przestał być symbolem zła – tłumaczy dr Lutostański.
Dzisiaj wytatuowani Polacy nie są już traktowani jak dziwacy, bo dziarają się wszyscy. – Była u mnie pani prokurator, byli i gangsterzy. Tatuuję też antyterrorystów z Centralnego Biura Śledczego, żołnierzy jednostek specjalnych. Robiłem tatuaże przedstawicielom już chyba każdej grupie społecznej – mówi Kuba Krzemiński, założyciel warszawskiego studia Ślepa Ćma. Ile można na tym zarobić?
Nie jest kolorowo
Zarobki tatuażystów są bardzo zróżnicowane, bo zróżnicowane są wzory, które tatuują. Kwota, która wpadnie im do kieszeni, zależy od stylu i stopnia skomplikowania tego, co klient chce mieć na ciele. Na cenę może też wpływać rozpoznawalność artysty, studio, w którym pracuje, czy miasto, gdzie przyjmuje. Kuba Krzemiński w zawodzie jest już 16 lat. Cena za duży, kolorowy tatuaż w jego salonie to 1,5 tys. zł. W szczecińskim Sorry Mom Tattoo Studio tatuaż cieniowany wielkości kartki A4 kosztuje od 1 tys. do 1,3 tys. zł. Kolorowy od 1,3 tys. do 1,6 tys. zł. Najtaniej wychodzi napis na ciele długości paru centymetrów, za który trzeba zapłacić równo 100 zł. U Krzemińskiego całodniowa sesja cieniowania kosztuje 1,2 tys. zł. W pracy jest osiem godzin dziennie, z czego średnio ponad godzinę stanowią przerwy. I tak pięć albo sześć dni w tygodniu. Wychodzi więc na to, że może zarobić miesięcznie nawet 28 tys. zł.
Jeżeli tatuator pracuje u kogoś, zarobkami dzieli się zwykle po połowie z właścicielem studia. Sytuacja się zmienia, kiedy rusza z własnym biznesem. W Polsce działają 893 studia tatuażu, z czego prawie połowa jest zarejestrowana w Warszawie. Żeby zacząć, trzeba na start mieć co najmniej 60 tys. zł. Najważniejszy element to oczywiście maszynka do robienia tatuaży. Najtańsze można kupić już za kilkaset złotych, ale te renomowanych marek kosztują po parę tysięcy. Dochodzą jeszcze igły, tusze, zestawy do przenoszenia wzorów ze szkicu na ciało i inne akcesoria. Ale największy koszt to przede wszystkim sama adaptacja lokalu, ponieważ każde studio tatuażu może ruszyć dopiero po tym, jak zgodę na to wyda sanepid. Warunki muszą być więc sterylne; odpowiednia wentylacja, kanalizacja, pomieszczenie sanitarne, preparaty do dezynfekcji, odzież ochronna, jednorazowe rękawice, igły, kubeczki na farbę. Wszystko po to, żeby uniknąć zarażenia chorobami zakaźnymi przenoszonymi przez krew.
Rozmawiając z właścicielami różnych salonów tatuażu, można przyjąć, że znany polski tatuator zarobi ponad 300 tys. zł rocznie. Koszt założenia salonu zwraca się więc w dwa i pół miesiąca. Trzy lata pracy i na koncie pierwszy milion? Tak kolorowo już nie jest. – Mało który polski tatuażysta ma odłożone pieniądze. Wiesz, jakie jest nasze życie. W młodym wieku zaczynamy zarabiać bardzo duże kwoty, a większość z nas nie myśli o przyszłości. Zaczynają się ciągłe imprezy, kupowanie drogich gadżetów. Okazuje się, że zarabiasz bardzo dużo, ale niczego nie odkładasz –tłumaczy Krzemiński ze Ślepej Ćmy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.