W ciągu ostatnich pięciu lat wysyłka listu krajowego zdrożała w Europie średnio o niecałe 53 proc., w Polsce – aż 74 proc. By pokryć koszt wysyłki standardowego listu, Polak musi pracować prawie siedem minut. Dużo, bo średnia europejska to nieco ponad 4 minuty. Niemcy zarobią na znaczek w nieco ponad półtorej minuty – wylicza „Rzeczpospolita”, podpierając się raportem przygotowanym przez Deutsche Post.
Gdybyśmy mieli w jednym zdaniu podsumować to, co wynika z niego dla polskich klientów, to możemy się ograniczyć do krótkiego: „jest u nas drożej niż w większości krajów europejskich”. Wprawdzie nominalna cena listu wynosi w naszym kraju 0,89 euro (średnia na kontynencie to 1,16 euro), ale gdy cenę skorygujemy o wskaźnik uwzględniający czynniki makroekonomiczne, takie jak koszty pracy i siła nabywcza, okazuje się, że jest u nas bardzo drogo.
Koszty ponoszą przede wszystkim masowi nadawcy
Konsumenci coraz rzadziej wysyłają listy, wobec czego drożyzna na rynku listów bije głównie w dużych nadawców, takich jak firmy telekomunikacyjne, ubezpieczeniowe, banki czy spółki komunalne.
Poczta Polska odpiera zarzuty o to, że jej usługi są drogie. Przekonuje, że w niektórych przedziałach wagowych przesyłki kosztują mniej niż wynosi europejska średnia. – Wątpliwości budzi analiza pokazująca cenę usług pocztowych w relacji do siły nabywczej pieniądza. Wiele polskich usług czy produktów sprzedawanych w Polsce może być w ten sposób prezentowanych jako relatywnie drogie, chociażby ceny paliw, które mają akurat istotny wpływ na koszty usług przez nas realizowanych – napisała w odpowiedzi na pytania „Rz” wskazuje Justyna Siwek, rzeczniczka Poczty.
Dodała, że raport przygotował operator niemiecki i „nie można go traktować jako niezależne, obiektywne opracowanie”. Na koniec akcent optymistyczny: PP nie planuje podnoszenia cen listów w tym roku.
Czytaj też:
Poczta Polska sprzedaje działki w miejscowościach turystycznych. „Mogą służyć jako domy wczasowe”