Najpierw warto przyjrzeć się kilku patologiom, które upowszechniły się na rynku kredytów konsumenckich, tj. pożyczek udzielonych osobie prywatnej i nieprzekraczających 255 550 zł.
Początek tej historii sięga roku 2006, gdy do Kodeksu cywilnego wprowadzono odsetki maksymalne. Była to ważna zmiana, zmierzająca do ograniczenia zjawiska pożyczek na wysoki procent. Dziś okazuje się, że dodatkowe wynagrodzenia dla pożyczkodawcy można wprowadzić do umowy tylnymi drzwiami, jako tzw. koszty pozaodsetkowe. Są to głównie prowizje, koszty ubezpieczeń, czy opłaty od przeróżnych, najczęściej nikomu niepotrzebnych, usług.
Szybko okazało się, że wysoki procent przynajmniej było widać, a koszty pozaodsetkowe rozmywają się w umowie, uciekają uwadze pożyczkobiorcy. Niemożliwe stało się porównanie dwóch ofert kredytowania. Stąd pomysł na RRSO.
Nowa ustawa o kredycie konsumenckim zobowiązała pożyczkodawców do wskazywania Rzeczywistej Rocznej Stopy Oprocentowania, która obejmować ma zarówno oprocentowanie jak i wszystkie koszty pozaodsetkowe. Choć idea wydaje się słuszna, to samo obliczenie RRSO nie jest proste. Na tym gruncie rozwinęły się przynajmniej dwie patologie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.