Marczuk: Rezygnując z PPK, robimy sobie finansową krzywdę

Marczuk: Rezygnując z PPK, robimy sobie finansową krzywdę

Bartosz Marczuk
Bartosz Marczuk Źródło: PAP / Radek Pietruszka
Jeżeli rezygnujemy z PPK, robimy sobie finansową krzywdę - powiedział w rozmowie z RMF FM Bartosz Marczuk, wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju.

28 lutego, czyli dziś wygasają deklaracje o rezygnacji z dokonywania wpłat do Pracowniczych Planów Kapitałowych (PPK). Ma to związek z ustawą z 4 października 2018 r. o pracowniczych planach kapitałowych, która zakłada, że co cztery lata pracownicy będą do programu zapisywani automatycznie. To oznacza, że osoby, które nadal nie są zainteresowane oszczędzaniem w PPK muszą na nowo złożyć rezygnację. Mają na to czas do końca marca.

Oszczędzać w PPK? 8 mln Polaków przed decyzją

Jak wskazuje Bartosz Marczuk, wiceprezes Polskiego Fundusz Rozwoju przed decyzją ws. PPK stanie ok. 8 mln osób. – Osoby pracujące, które nie chcą być w PPK, muszą teraz potwierdzić swoją rezygnację. Do dzisiaj pracodawcy mają nas o tym poinformować, a od jutra jest miesiąc krytyczny dla tych ośmiu milionów ludzi, którzy będą automatycznie zapisani do PPK, że będą się decydować, czy przystąpić czy nie. Jeśli się zdecydują przystąpić, to nic nie muszą robić, to jest ten autozapis, jeśli zdecydują się, by nie oszczędzać, muszą złożyć u swojego pracodawcy odpowiednią rezygnację – wyjaśniał w rozmowie z RMF FM Marczuk.

Pytany o procent pracujących Polaków, którzy oszczędzają w PPK, Marczuk podał, że w tej chwili jest to ok. 33 proc., co oznacza, że zdecydował się na ten krok co trzeci pracownik w naszym kraju. Gość rozgłośni przekonywał, że warto oszczędzać w PPK. – Absolutnie warto, dlatego że tak naprawdę, jeżeli rezygnujemy z PPK, robimy sobie finansową krzywdę. Nie boję się używać takich słów. Każde 100 zł, które sami oszczędzamy w PPK, oznacza w uproszczeniu drugie 100 zł, które otrzymujemy od pracodawcy i państwa. Trudno znaleźć tak atrakcyjną formę oszczędzania, gdzie ja wykładając 100 zł otrzymuję w tym samym momencie drugie 100 zł – przekonywał Marczuk.

Wielu pracowników rezygnuje z PPK ze względu na fakt, że potrącane jest im 2 proc. wynagrodzenia (uczestnik programu może tę wpłatę podwyższyć maksymalnie o kolejne 2 proc., w wyjątkowych przypadkach można także wpłatę własną obniżyć aż do 0,5 proc. pensji). Niezależnie od tego, jaki procent wynagrodzenia wpłaca pracownik, pracodawca ma obowiązek dołożenia do rachunku PPK pracownika dodatkowo minimum 1,5 proc. jego wynagrodzenia (kwota ta może zostać zwiększona do maksymalnie 4 proc.). Państwo zaś wpłaca jednorazowo 250 zł wpłaty powitalnej, a następnie co roku dokłada 240 zł. Wpłatę powitalną otrzyma każdy, kto przez co najmniej trzy pełne miesiące jest uczestnikiem PPK i za co najmniej trzy miesiące dokonał wpłat.

PPK jak OFE?

Niechęć do PPK u wielu bierze się również z obaw, że podzielą one los Otwartych Funduszy Emerytalnych (OFE). Bartosz Marczuk przekonuje, że tak nie będzie. – Tu mamy zupełnie inny system. Mamy zagwarantowane, że są to pieniądze prywatne, które pochodzą z naszych portfeli i pieniędzy naszych pracodawców. To są pieniądze, której w każdej chwili możemy też wypłacić. To nie jest tak jak w OFE, gdzie byliśmy "skazani" na to, co zrobi ustawodawca na koniec dnia z tymi naszymi pieniędzmi – tłumaczył wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju.

– Uważam, że jeśli komuś przyszłoby do głowy, żeby znacjonalizować te pieniądze, to równie dobrze możemy spodziewać się, że znacjonalizowano by nasze mieszkania czy samochody. Te pieniądze są tak mocno chronione, jeżeli chodzi o ich prywatność – dodał.

Czytaj też:
Autozapis 2023 – sam zdecyduj, czy chcesz oszczędzać w PPK
Czytaj też:
Spadkobiercy sami muszą się upomnieć w ZUS-ie o środki z OFE, które zostały po zmarłych

Źródło: RMF FM, Wprost.pl