– Emerytury nie mam dużej, leczę się onkologicznie, wiele leków mam odpłatnych w całości, mieszkam z kuzynką, która też jest schorowana. Czasami na życie nie starcza – opowiada spokojnym głosem pani Anna.
– To jest taka niesprawiedliwość, coś strasznego. Zapłaciłam przecież wszystko w terminie, wszystko było zgodnie z harmonogramem – dodaje.
Anna Wężyk felerną pożyczkę zaciągnęła niemal 18 lat temu, w listopadzie 2005 roku. Od firmy Profi Real (dziś Profi Credit) pożyczyła wtedy 6 tysięcy złotych. Do ręki dostała o 300 złotych mniej, bo tyle wyniosła prowizja. Po doliczeniu odsetek do zwrotu miała aż 13 356 złotych. Pani Anna nie zauważyła jednak niczego niepokojącego.
– Rozmawiałam z agentem, sprawdzili mnie, podpisałam umowę i dostałam pieniądze. Nie było żadnego problemu. O nic się nie czepiali – wspomina.
Jak wynika z dokumentów, pani Anna spłaciła 13 417 złotych, czyli całość. I to z nawiązką. Mimo wszystko do drzwi kobiety zapukał komornik.
– Nie ma jak z tego wybrnąć – żali się kobieta.
Wezwania-widmo
Pani Anna opowiada, że regularnie dowiadywała się telefonicznie, ile długu pozostało jej do spłaty. Wpłacała dokładnie tyle, ile wyliczył pracownik firmy. Drugą ratę spłaciła jednak z opóźnieniem. – Było to uzgodnione z pracownikiem, który wyraził zgodę, żebym później zapłaciła. Nikt się do tego nie przyczepił – wyjaśnia.
W dokumentach firma odnotowała, że wysyłała wezwania do zapłaty. Część kolejnej raty pani Anna znów – według firmy – wpłaciła z opóźnieniem. Wcześniej odnotowano dwa wezwania do zapłaty. Taka sytuacja powtórzyła się jeszcze trzykrotnie. Ostatnie wezwanie firma rzekomo wysłała w maju 2006 roku.
– Była tylko ta jedna zaległość i nigdy nie dostałam żadnego wezwania – twierdzi jednak pani Anna.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.