– Dzień dobry. Mam informację dla mieszkańców – usłyszała kilka dni temu odbierając domofon pani Anna, mieszkanka warszawskiego Ursynowa.
Kobieta otworzyła, gdyż była przekonana, że dzwoniła przedstawicielka spółdzielni. Kilka minut później usłyszała pukanie do drzwi. – Zobaczyłam młodą dziewczynę, która przedstawiła się jako przedstawicielka Lekarzy bez Granic. Spanikowałam, powiedziałam coś w stylu „dziękuję, nie jestem zainteresowana" i zamknęłam drzwi – opowiada „Wprost" pani Anna.
Co było powodem paniki? – Jakiś czas temu mignął mi na forum mieszkańców mojej dzielnicy post, że po mieszkaniach chodzą osoby podające się za przedstawicieli tej organizacji i trzeba uważać – wyjaśnia nasza rozmówczyni.
Pani Anna przyznaje, że w pierwszej chwili pomyślała, że ma do czynienia z oszustką. Gdy odnalazła później wspomniany post zwróciła jednak uwagę, że nie było w nim nic szczególnie niepokojącego. – Osoba, która napisał post nie została okradziona, naciągnięta itd. Apelowała jedynie o ostrożność, zwłaszcza osoby starsze – mówi pani Anna.
W tym samym dniu na wspomnianym forum pojawił się nowy post w tej samej sprawie. Internautka napisała, że odwiedziła ją dziewczyna reprezentująca Lekarzy bez Granic. Mimo iż posiadała identyfikator, kobieta nie zdecydowała się wpuścić jej do mieszkania. Pod postem rozgorzała dyskusja. Pojawiły się głosy, że mamy do czynienia z oszustką, która chce wyłudzić dane. Nie zabrakło jednak opinii, by nie wydawać tak pochopnych wniosków nie mając na to dowodów. Jedna z internautek stwierdziła natomiast, że niezależnie od tego, czy do drzwi rzeczywiście pukała przedstawicielka organizacji, w dobie "oszustw na wnuczka", trudno dziwić się ludzkiej nieufności. – Jest tyle oszustw teraz, że ludzie się obawiają (...) O organizacji "lekarze bez granic " dużo się mówi w telewizji w internecie. Po raz pierwszy spotykam się z tym, że chodzą po domach – napisała internautka.
Komentarz organizacji
Postanowiliśmy dowiedzieć się u źródła. – Tak, to nasi przedstawiciele – przyznaje w komentarzu dla „Wprost" Andrzej Jędrzejczak z biura prasowego Lekarzy bez Granic.
Jędrzejczak informuje, że w Warszawie, Krakowie, Katowicach, Toruniu, Bydgoszczy i okazjonalnie w innych polskich miejscowościach fundraiserzy i fundraiserki Lekarzy bez Granic moga zapukać do drzwi mieszkańców. – Nasi przedstawiciele, tak zwani fundraiserzy i fundraiserki, zachęcają do wspierania naszej organizacji. Ta forma kontaktu na żywo to popularny sposób prowadzenia działań komunikacyjnych i pozyskiwania funduszy w wielu krajach na świecie, w tym również w Polsce – wyjaśnia przedstawiciel Lekarzy bez Granic.
Skąd mieszkańcy mają mieć pewność, że ktoś nie podszywa się pod organizację? – Osoby z nami związane zawsze noszą kamizelkę z logo Lekarzy bez Granic oraz identyfikator z imieniem, nazwiskiem i numerem ID. Na życzenie mogą okazać również swój dowód osobisty – tłumaczy Jędrzejczak.
Osoby, które chcą dodatkowo upewnić się, że nie miały do czynienia z oszustem, mogą skorzystać z dostępnej na stronie organizacji wyszukiwarki, gdzie można wpisać numer ID fundraisera.
Przedstawiciel Lekarzy bez Granic podkreśla, że fundraiserzy nigdy nie zbierają pieniędzy do puszek. Zachęcają natomiast do regularnego wspierania organizacji poprzez podpisanie zgody na uruchomienie polecenia zapłaty. – Polecenie zapłaty to łatwy, bezpieczny i wygodny sposób, aby wspierać organizację comiesięczną darowizną. Kwota, na którą się zdecydujesz, jest automatycznie pobierana z Twojego konta bankowego tak długo, jak zechcesz. Numer konta, o który prosi fundraiser, jest niezbędną informacją, abyśmy mogli aktywować proces pobierania darowizny i nie zostanie nigdy nikomu udostępniony – podkreśla organizacja.
Lekarze bez Granic zapewniają medyczną pomoc humanitarną, prowadząc działania w różnych kontekstach i sytuacjach kryzysowych, w tym w strefach konfliktów zbrojnych i w czasie klęsk żywiołowych.
Czytaj też:
Jak uchronić się przed oszustami w wakacje? 7 zasadCzytaj też:
Oszustwo „na lawetę”. Kierowcy na wakacjach powinni uważać