Kasowy PIT to jedna z przedwyborczych obietnic Koalicji Obywatelskiej w ramach „100 konkretów na 100 dni". Zakłada on, że przedsiębiorcy będą płacić podatek dochodowy od osób fizycznych dopiero po faktycznym otrzymaniu zapłaty od klienta, a nie tak jak teraz już po sprzedaży.
Kasowy PIT. Kto będzie mógł skorzystać?
Podczas wtorkowego posiedzenia rząd przyjął projekt ustawy umożliwiający wybór kasowego PIT. Zgodnie z projektem, kasowy PIT będą mogli wybrać przedsiębiorcy, którzy wykonują działalność wyłącznie samodzielnie, jeżeli ich przychody z tej działalności w poprzednim roku podatkowym nie przekroczyły kwoty odpowiadającej równowartości 250 tys. euro. Rozwiązanie dotyczyć będzie także przedsiębiorców, którzy rozpoczynają prowadzenie działalności gospodarczej.
– Kasowy PIT będzie dobrowolną formą rozliczeń, którą podatnik będzie wybierał, składając oświadczenie naczelnikowi urzędu skarbowego – czytamy w komunikacie zamieszczonym po posiedzeniu.
– Dzięki nowym przepisom przedsiębiorcy będą płacić podatek dochodowy od osób fizycznych dopiero po faktycznym otrzymaniu zapłaty za wydany towar albo wykonaną usługę oraz potrącać koszty uzyskania przychodów po dokonaniu zapłaty za otrzymany towar lub wykonaną usługę – dodano w komunikacie.
Co istotne, po upływie dwóch lat – licząc od dnia wystawienia faktury – przedsiębiorcy będą musieli rozpoznać przychód z działalności gospodarczej, nawet jeżeli nie otrzymają od kontrahentów zapłaty za wydany towar lub wykonaną usługę.
Planowany termin wejścia w życie nowych przepisów to 1 stycznia 2025 roku.
Eksperci sceptyczni
Czy kasowy PIT spotka się z zainteresowaniem przedsiębiorców? Eksperci są sceptyczni. – Jak przedsiębiorcy zobaczą, ile ich czeka biurokracji, to szybko im się kasowego PIT odechce – podkreślał w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Piotr Juszczyk, doradca podatkowy w inFakcie.
Ekspert zwracał uwagę, że przedsiębiorcy i tak nie unikną podatku, bo po dwóch latach (albo w razie likwidacji biznesu) trzeba będzie przychód wykazać, nawet jeśli klient nadal nie zapłacił. – Kasowa metoda nie oznacza więc zwolnienia z PIT, tylko jego odroczenie – przekonuje Juszczyk.
Czytaj też:
Kasowy PIT. Będzie rozwiązanie dla firm, które nie mogą się doprosić płatności od kontrahentaCzytaj też:
Premier Tusk przedstawił kandydata na unijnego komisarza